Po drugie mamy także swoje prywatne życie
Po trzecie mamy też inne blogi
I po czwarte jak każdy człowiek czasami mamy lenia
Co do rozdziału, ani ja ani Evangelina niezbyt dobrze czujemy sie w tym paringu każda z nas woli jeden z tych pozostałych. Ale myślę, że jakoś sb poradziłyśmy co?
Dedykacja dla Panny Zgredkowej :D
Paulla K i Evangelina :D
**********
Imagine Dragons - Demons
Siedziałam otępiała na łóżku i wpatrywałam się w przestrzeń. Za sobą miałam parę godziny płaczu. Zresztą Alicja i Dorcas były w podobnym stanie. Jakoś nie mogłyśmy uwierzyć w to co się stało. To było tak... nieprawdopodobne, niemożliwe. Ministerstwo przeszukało Hogsmend i tereny wokół Hogwartu i nigdzie nie znaleźli śladów Śmierciożerców. A pewne było, że któryś z nich zaatakował Ann.
- Myślicie, że ona przeżyje? - zapytała Dorcas. Wstałam, podeszłam do niej i się przytuliłyśmy.
- Napewno - odpowiedziałam.
- Dorcas, mówimy tu o Ann. Naszej Ann - dołączyła do nas Alicja. - Jest silna i nie da się tak łatwo.
- Cały dzisiejszy dzień był beznadziejny - mruknęła panna Meadows.
- Najgorszy w całym moim życiu - dodałam.
- Jak dzień mógł się tak spieprzyć? Najpierw morderstwo, później albo wcześniej ty, Dorcas, i Syriusz się kłócicie, potem akcja zazdrości Remusa i Ann, ten wypadek. Może być jeszcze gorzej? - wyrzuciła z siebie Alicja.
- W sumie to stało się przez dwa dni - zauważyłam. Wstałam i podeszłam do naszego ukrytego barku (czytaj: szafka w łazience). Wyczarowałam kieliszki i nalałam nam czerwonego wina, które wzięłam. - Na trzeźwo nie zasnę - napiłam się. Dziewczyny kiwnęły twierdząco i również się napiły.
- Ja pierdolę! - wszedł z głośnym trzaskiem Syriusz. No, pięknie. Rozwalił nam drzwi. Na szczęście za nim wszedł James i jednym ruchem różdżki je naprawił.
- Łapo, spokojnie - powiedział i usiadł obok przyjaciela. - Nie chcemy chyba, żebyś rozwalił dziewczynom dormitorium. A jak masz taką potrzebę to idź do naszego.
- Co się stało? - zapytała Dorcas.
- I co robilicie tyle czasu? - dodałam.
- Nie bój się, nie zdradza cię - warknął Syriusz.
- Stary, przesadzasz - upominiał go Rogacz.
- Idź, może twoja dziewczyna cię pocieszy - odwarknęła Dor. - Chyba, że ci się już znudziła.
- To to chyba wiesz najlepiej - syknął. Co się dzisiaj dzieje?
- Macie i się zamknijcie! - krzyknęłam nalewając im wino. - Jak ktoś ma problem to niech stąd spieprza!
- Współczuję ci, James - mruknął Syriusz.
- Black! - warknęłam. - A teraz mówcie co się stało, zanim bardziej się pokłócimy.
- McGonagall kazała nam iść do dyrektora i powiedzieć, co się stało. Byliśmy tam, później na boisku i pokazywaliśmy jak to się stało. A potem krążyliśmy wokół Hogwartu i szukaliśmy sprawcy - streścił James.
- A gdzie Remus? - zapytała prawie szeptem Dorcas.
- U Ann - odpowiedział Syriusz. - Nie chce odstąpić jej na krok.
- A ty o co się wkurzałeś? - zapytała ostrożnie Alicja.
- O wszystko. Że to spotkało Ann; że dzisiejszy i wczorajszy dzień w ogóle miały miejsce; że nikt nic nie robi w jej sprawie - wyrzucił z siebie. - Ale, do jasnej cholery, oni od tego są!
- Uspokój się, Syriusz - powiedziała łagodnie Dorcas i podeszła, żeby go przytulić. Przyciągnął ją do siebie jeszcze bardziej i opatulił twarz jej blond włosami. Ślicznie razem wyglądają.
Puk puk.
- Kto tam? - zawołała Alicja. W drzwiach ukazał się Frank Longbottom.
- Hej, mogę?
- Jasne - Alicja do niego podeszła i oparła głowę o jego tors, a on po chwili opatulił rękami jej ciało. . W ułamku sekundy James znalazł się na jej poprzednim miejscu, a ja w jego objęciach.
- Słyszałem o Ann - powiedział Frank i poprowadził Alicję na jej łóżko. Usiedli, a ona zaczęła cichutko łkać. - Będzie dobrze - pogłaskał ją po głowie. - I mam wieści od McGonagall.
Na to ostatnie zdanie wszyscy się poderwaliśmy. Ma wieści od McGonagall? Smutne czy przeciwnie? Czemu ona nie przeszła i nam nie powiedziała?!
- Ann nie zagraża utrata życia, ale stan jest ciężki. Nie jest pewne, za ile dni się obudzi, ale jeśli nie nastąpi to do tygodnia, przenoszą ją do Munga.
- Nie wytrzymam - wyszeptałam, czując jak w moich oczach zbierają się łzy. Poderwałam się i pobiegłam do łazienki. Zamknęłam się na klucz. Zjechałam w dół, kucając. Rozpłakałam się. Z bezsilności. Nic nie mogą zrobić, czy coś? Jakiś eliksir lub zaklęcie powinno załatwić sprawę. I jeszcze mogą ją przenieść do Munga. I kogo niby zawiadomią? Ona nie ma nikogo oprócz nas. Nikogo.
- Lily, do jasnej cholery, otwórz te drzwi! - wydarł się Syriusz waląc z całej siły w drzwi. Podniosłam się, podeszłam do umywalki i obmyłam twarz. Spojrzałam w lustro. Wyglądałam koszmarnie.
- Czego? - warknęłam otwierając drzwi.
- Spokojnie i weź wyjdź - powiedział Łapa. Wyszłam z łazienki, zatrzaskując za sobą drzwi. Podeszłam do swojego łóżka i się na nim położyłam. Opatuliłam się szczelnie kołdrą i wtuliłam twarz w poduszkę.
- Lily, przecież wszyscy się martwimy - powiedziała z troską w głosie Dorcas. - Wiem, wiem. Jednak... coś mi nie daje spokoju - odparłam. - A najgorsze jest to, że nie wiem co.
- Więc, jako twoja przyjaciółka, muszę się dowiedzieć co - Dorcas siliła się na poważny ton, ale, no cóż, średnio jej to wychodziło. Podeszła do mojego łóżka i na mnie skoczyła. - Rusz swój zacny tyłek i gadaj, co cię dręczy, bo...
- Bo...? - wychyliłam głowę spod kołdry.
- Legillimencja albo tortury.
- Jasne, jasne - zrzuciłam z siebie kołdrę. - Idę do Ann i Remusa. On potrzebuje wsparcia.
- Idziemy z tobą - powiedział James.
- Nie. Spotkacie się później - powstrzymałam go gestem ręki, kiedy chciał zaprotestować. - Primo, jestem dla niego jak siostra, secundo, potrzebuje pogadać z dziewczyną...
- Ej! To mój tekst!
Wyszłam z Wieży i od razu poszłam do Skrzydła Szpitalnego. Jak kogoś spotkam to trudno. Jeden szlaban - nic takiego. Nie? Usłyszałam za sobą kroki. Napewno nie należały one do dziewczyny. Jakiś chłopak za mną idzie. Do wyboru mam:
a) James;
b) Filch;
c) jakiś Ślizgon;
d) jakąś fanka Jamesa, która chce mnie zabić.
Wiadomo jaka odpowiedź byłaby dla mnie najmilsza.
- Muszę cię przeprosić - usłyszałam cichy męski głos.
- Spoko, rozumiem cię - odpowiedziałam.
- Jak myślisz kto to zrobił? - zapytał Syriusz, zrównując się ze mną.
- Nie wiem - spuściłam głowę. - Najgorsze jest to wrażenie, że to ktoś komu ufamy.
- To to cię tak dręczy?
- Chyba tak. Przez chwilę szliśmy w milczeniu.
- Cieszę się, że jesteś z Rogaczem. On jest super facetem.
- Wiem - uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Czy to nie zabrzmiało dziwnie? - zapytał lekko zażenowany. - Jakbym był dziewczyną, która życzy tej jedynej swojego ukochanego szczęścia.
- No, to było dziwne - przyznałam. Wybuchnął śmiechem. Był tak zaraźliwy, że sama też zaczęłam się śmiać. Zauważyłam jakiś cień na końcu korytarza. Dziwnie przygarbiony. "Filch!" Momentalnie ucichłam i wepchnęłam Łapę do pierwszego pomieszczenia, które zobaczyłam. Schowek na miotły. Fantastycznie, normalnie bosko.
- Lily, co ty robisz? - zapytał zdziwiony.
- Cii - syknęłam i przyłożyła ucho do drzwi.
- Przebrzydłe bachory! Po nocy się szwędać! Gdybym ja tu dawał kary to by się nauczyli! Popowieszałbym ich za kostki do sufitu! - usłyszałam głos woźnego.
- Ja rozumiem, że jestem przystojny, ale nie gustuję w ru...
- Mógłbyś się zamknąć? - syknęłam i zatkałam mu ręką usta. Usłyszałam, że Filch już poszedł. Odetchnęłam z ulgą.
- A poza tym, jesteś dziewczyną mojego najlepszego przyjaciela - dokończył Łapa.
Westchnęłam.
- Tak, bo to nie ma nic wspólnego, że szedł tędy Filch - wytłumaczyłam sarkastycznie. - Chciałam cię zaciągnąć do ciemnego miejsca i zgwałcić.
- Skąd ty bierzesz takie teksty?
- Nie słyszałeś swojej najnowszej przepowiedni? - udałam teatralnie zdziwioną. - Rudzielec cię zgwałci - powiedziałam udając Trealawney. - Nie byłam to ja więc się bój!
- Trzeba ograniczyć twoje kontakty z Dorcas.
Wyszłam ze schowka, a Syriusz za mną. Przyspieszyłam kroku. Trzeba skrócić drogę do SS, bo z Łapą nie da się normalnie pogadać.
- Muszę cię o coś zapytać - odezwałam się.
- Mam się bać? - włożył ręce do kieszeni i przyglądał mi się badawczo.
- Nooo, więc... - próbowałam zebrać jakoś słowa. Okey, walę prosto z mostu. - Co jest pomiędzy tobą a Dorcas?
- Jakieś kilka pięter - mruknął z sarkazmem. - A co? Już się stęskniłaś?
- Zwariuję.
- Nie będę jedyny!
- Ale ja się pytam na poważnie!
- Normalnie zaraz mi przyłożysz - zaśmiał się. Widząc moje spojrzenie ucichł i spuścił wzrok na swoje buty.
- Dobrze wiesz, że ktoś z tobą pogada na ten temat.
- Nie ma o czym.
Wywróciłam oczami. Jasne, nie ma o czym. Jak chcę o tym pogadać z Dor to albo udaje, że nie słyszy, albo wykręca się jakimiś zajęciami. Z Syriuszem są siebie warci, naprawdę.
- Chodzicie ze sobą?
- Co?! Nie.
- Teraz tak szczerze: czujesz coś do niej?
- O, patrz, już jesteśmy.
Rzeczywiście, byliśmy już pod drzwiami. Cholerne huncwockie szczęście. No cóż, jak już się bawię w terapeutkę to w środku czeka kolejny pacjent. I jak znając Huncwotów to ten też nie będzie zbyt rozmowny.
- Panu Łapie już dziękujemy. Do widzenia.
Weszłam do środka, zatrzaskując Syriuszowi drzwi przed nosem. Głęboki wdech i wydech. Ta rozmowa nie będzie ciekawa. Cicho podeszłam do łóżka, na którym leżała Ann.
Była w opłakanym stanie. Jej skóra przypominała pościel, którą była zakryta. Widać było jeszcze kilka ran po wypadku. Oddychała. Ale bardzo niewyraźnie. Jej pierś minimalnie się unosiła i opadała. Remus siedział przy niej i trzymał ją za rękę. Chyba się zdrzemnął. Nie będę go budzić - dla niego też był to trudny dzień. Możliwe, że bardziej niż dla nas. Oni sobie jeszcze wszystkiego nie wyjaśnili. Usiadłam na łóżku obok. Nie mogłam sobie wyobrazić, że Ann się nie obudzi. Remus się załamie, z Syriuszem nie będzie dało się wytrzymać, ja z Dorcas i Alicją zwariujemy, a zaraz po nas James, który próbowałby nas uspokajać. Cały świat stanie na głowie.
Już musisz zakładać najgroźniejszy scenariusz.
Nie chcę nawet myśleć, że coś takiego miałoby się stać.
To nie myśl!
Westchnęłam cicho.
- Kto tu jest? - zapytał Remus.
- To ja, Lily.
- Aha.
Oparł się o oparcie krzesła i odchylił głowę do tyłu. Przetarł oczy i na mnie spojrzał.
- Jak się trzymasz? - zapytałam.
- Jest koszmarnie - mruknął. - Pomfrey cały czas biega tutaj i jej coś daje, ale ja nie widzę efektów.
- Napewno jakieś są! Po prostu potrzebuje czasu.
- A słyszałaś...
- Że ma tydzień, żeby się obudzić, bo przeniosą ją do Munga? - skinął głową. - Słyszałam.
- Że też musiało się to stać.
- To co, zrzucamy Łapę z mostu? - uniósł pytająco brew, a na jego twarzy pojawił się nikły uśmiech.
- A tobie czym podpadł?
- Żyje i to wystarczy.
*****
Najbliższe trzy dni wyglądały tak samo. Pobudka, śniadanie, odwiedziny, lekcje, obiad, odwiedziny, sen. Popołudnia spędzaliśmy przy łóżku Ann. Ma jeszcze cztery dni, żeby się obudzić. Albo tylko cztery.
- Myślicie, że się jej poprawiło? - zapytał Syriusz, kiedy trzeciego dnia szliśmy do Ann.
- Zawsze jest nadzieja - odpowiedziała Dorcas.
- Mówią, że nadzieja matką głupich - mruknął Łapa.
- Ponurak - rzuciłam.
- Właśnie na niego patrzę - powiedział patrząc, oczywiście na mnie.
- No chyba nie - zaśmiał się James. - Jako piesek bardzo przypominasz ponuraka. Syriusz zrobił obrażoną minę.
- Ponułapcia - zaśmiała się Dorcas. Dołączyliśmy do niej, nawet Łapa.
Doszliśmy już do Skrzydła Szpitalnego. Ktoś stał pod drzwiami. To Remus. Kiedy tylko nas zauważył, podbiegł.
- Ann się poruszyła - wyjaśnił.
***
Ann
się poruszyła! Nie umieliśmy uwierzyć w swoją radość. Skoro się poruszyła to
znaczy, że już jest lepiej, może nie przeniosą ją do Munga.
Morze jest szerokie i głębokie, a w
morzu mieszka ryba, która się nazywa chyba.
Nie
no , znów ty?
Tak ja, a masz z tym jakiś problem.
Nie
skąd.
Grozisz mi?
Och
zamknij dziób.
…
Wszyscy
weszliśmy do SS, od razu zobaczyliśmy krzątającą się przy Ann madam Pomfrey.
-
Wybudziła się? – Zapytała Lily
-
Niestety nie, jest jeszcze za słaba i muszę ją podtrzymywać w śpiączce. –
Wytłumaczyła pielęgniarka, po czym wyrzuciła nas z SS. Zrezygnowani powlekliśmy
się każdy w swoją stronę. Pobiegłem za Liluś , która zmierzała na błonie.
-Liluś!
Kochanie! Poczekaj! – Krzyknąłem wybiegając za nią.
-
Daj mi spokój Potter! – Warknęła , popatrzyłem
na nią zdezorientowany, ale jej już nie było. Powlokłem się do PW, nie było tam
nikogo z moich znajomych. Gdzie ich wywiało? Powłóczając nogę za nogą
skierowałem się ku mojemu i Huncowtów Dormitorium. Już chciałem wejść do środka
lecz usłyszałem czyjeś krzyki.
"Rozszyfruj mnie,
zdemaskuj blef
nie dowierzając unieś swą brew.
Podejdź i sprawdź, co w rękach mam.
Zburz jednym ruchem jak domek z kart.
Starasz się zasnąć, z
anim zrobi się znów jasno.
Wciąż wierzysz, że przejrzałaś mnie,
a patrząc z bliska widzisz najmniej."
( Igor Herbut - Wkręceni "Nie ufaj mi"
-
Czemu ty myślisz tylko o sobie Syriuszu? Co? Jesteś pieprzonym narcyzem! –
Krzyczała jakaś dziewczyna. Zaraz , nie jakaś dziewczyna tylko Dorcas. Nie będę
wchodzić tylko zostanę tutaj i posłucham. O co jej chodzi?
-
Ja? Ja jestem narcyzem? A niby, czemu? Mylisz się, jeśli myślisz, że nie myślę
o tym, co mi powiedziałaś wtedy. A może to był zakład, co? Wygrałaś i teraz
musisz jakoś widowiskowo to zakończyć. –Syriusz krzyczał, po pomieszczeniu
rozległ się szloch. Dorcas płakała, co ten dupek jej zrobił, że przez niego
płacze.
-
Jaki zakład? Popieprzyło Cię do reszty? Uroiłeś sobie coś w tym zakutym łbie.
Chciałam tylko byś dał mi czas, byś pokazał, że nie traktujesz mnie tak jak te
inne dziewczyny. Jak bym się czuła gdyby wszyscy o nas wiedzieli, a potem byś
mnie zostawił. Stałabym się
pośmiewiskiem całej szkoły. Ale nie Pan Wielki Syriusz Black musi postawić na
swoim. Musi być tak, jak pożal się Merlinie Casanowa Hogwartu sobie zażyczy! - Ale, że co. To oni byli razem. To ona jest
tą jego dziewczyną? A ja wtedy się spytałem jego, czy mu dziewczyna nie
dogadza. Jaki ze mnie frajer. Musiałem tym stwierdzeniem zranić Dori. Położyłem rękę na klamce po czym cofnąłem ją gwałtownie, chyba jeszcze tu zostanę.
-
Mnie, mnie popieprzyło? Pomyśl dziewczyno, o co ty robisz afere! Zmieniłem się
dla Ciebie, a tobie jeszcze mało. Wszczynasz jakieś bezsensowne kłótnie. Czy Ci w
ogóle zależy? – Łapa krzyczał, lecz już nie słyszałem szlochu Dorcas.
Obiecywał, że ją nie skrzywdzi. Obiecywał! I gówno z tego wyszło! Niech ja się
tylko z nim policzę.
-Czy
mi zależy Syriuszu? Naprawdę jesteś aż tak ślepy by tego nie widzieć? A tobie
zależy? – Jej głos był lodowaty, tnął powietrze jak brzytwa.
-
Oczywiście, że zależy! – Odpowiedział Łapa i znów usłyszałem szloch Dori.
-
Naprawdę, gdyby Ci zależało to uszanowałbyś, że chce Ci całkowicie zaufać, że
chcę mieć pewność, że nie jestem tylko trofeum do zdobycia.
***
-
Dorcas! Musimy pogadać! – wpadłem do damskiego dormitorium. Od Dorcas prędzej
coś wyciągnę niż od Syriusza.
-
Cii, śpi! – wyszeptała Lily, dopiero teraz ją zauważyłem. – Wpadła tutaj jak
huragan, mówiąc a raczej krzycząc cytuje” Black to jest skończony dupek!” i
jeszcze parę innych epitetów, które nie powtórzę z uwagi na ich wulgarność i w
obawie o twoje zdrowie psychiczne. – Powiedziała na jednym tchu, po czym z
zainteresowaniem zaczęła oglądać swoje paznokcie. – Przepraszam. Nie powinnam
tak wybuchać. Ale ja już nie daję rady. Najpierw kłótnia Ann i Remusa, potem
ten jej wypadek. Dorcas i Syriusz, najpierw było dziwnie, potem coś się zaczęło
chyba układać między nimi i znów się kłócą, warczą na siebie. Do tego dochodzi
dziwne zachowanie Petera. Nie wytrzymuje już! Wszyscy się zmienili, nie
koniecznie na dobre. Tobie akurat to wyszło na dobre, Syriusz też się zmienił
na lepsze. Ann stała się bardziej zamknięta w sobie, ale to zrozumiałe, bo w
końcu jej rodzice i Tom. A Dorcas … mam wrażanie, że ona się od nas po prostu
odsuwa. Nie spędzamy już tyle czasu razem, nie chce chodzić z nami do Hogsmend,
jak idzie to musicie wy iść z nami. Może już się nie chce z nami przyjaźnić. –
Podszedłem do niej i przytuliłem. Staliśmy tak w ciszy przytulając się do siebie.
Lecz ta cisza była taka naturalna, nie było w niej nic krępującego. Było nam
dobrze w swoim towarzystwie.
-
Widzisz z Dori to nie jest tak jak myślisz. Ona w życiu dużo wycierpiała, jej
rodzice nie są śmierciożercami, ale w pełni popierają Voldemorta. Choć tak nie
wygląda to życie nigdy jej jakoś specjalnie nie rozpieszczało. Ale nie mówimy
już o niej. – Powiedziałem i wpiłem się w słodkie usta mojej dziewczyny.
Usiedliśmy na łóżku, ona się do mnie przytulała, a ja głaskałem ją po włosach –
Chodź, idziemy na obiad, a po nim zajdziemy do Ann. – Obudziliśmy Dori i razem
poszliśmy do Wielkiej Sali na obiad. Gdy wszyscy zasiedli do stołu wstał
profesor Dumbledor i podszedł do mówinicy.
-
Moi kochani nie chcę przedłużać, więc powiem krótko i na temat. W Święto duchów
organizowany jest bal. Obowiązkowe stroje balowe. Panowie proszą panie, a teraz
wcinajcie. - Na stołach pojawiło się
jedzenie. My, panowie zajęliśmy się napełnianiem naszych brzuchów, a panie
rozmawiały o balu, sukniach i innych tego typu pierdołach. Za to Dorcas i
Syriusz siedzieli naprzeciwko siebie i wgapiali się w talerze. Blondie nic nie
tknęła. Po posiłku udaliśmy się całą grupą do Ann. Siedzieliśmy przy jej łóżku
każdy zatopiony we własnych myślach. Tuliłem do siebie Lily i rozmyślałem nad kłótnia,
której chcąc czy nie chcąc byłem świadkiem. Na łóżku coś się poruszyło, 5 par
oczu wpatrywało się w leżącą na łóżku dziewczynę.
-
Pani Pomfrey! – Zawołał Remus. Ann zaczęła kaszleć i po chwili lekko uchyliła
oczy.
-Gdzie
Tom i rodzice?
Jilly