wtorek, 4 listopada 2014

Ważne!

Tak więc... długo zbierałam się do pisania tego posta. Tak bardzo nie chciałam tego robić, ale chyba muszę: Zawieszam bloga!
Wydaje mi się, że się tego spodziewaliście się. Główną przyczyną jest chyba nawał pracy. Wiem, to dopiero trzecia gimnazjum, ale w tym roku mam ważny test na koniec szkoły, nauczyciele robią nam po kilka sprawdzianów na dzień, a moja "kochana" szkoła zadała nam na ostatni rok projekt (co z tego, że powinniśmy mieć go w drugiej klasie). Możecie to wziąć za marną wymówkę, zrozumiem.
Bloga zawieszam na czas nieokreślony. Część rozdziału z perspektywy Syriusza mam, ale według mnie jest słaby, brakuje wielu wątków, które miały się w nim ukazać. Możecie powiedzieć, że mogę napisać to z innej perspektywy, ale po prostu czuję, że musi to być przedstawione przez Syriusza.
Że też w takim momencie muszę zawieszać! Osoby wtajemniczone wiedzą, o co chodzi. Podpowiedź: coś związanego z X rozdziałem. Jak tylko będę miała chwilę na dopracowanie i dokończenie rozdziału to to zrobię i od razu pojawi się on na blogu.
Jeśli ktoś miałby jakieś pytania lub chciał się czegoś dowiedzieć o fabule, piszcie w komentarzach albo na mojego maila (calajaevangelin@gmail.com)
Pozdrawiam,
Evangeline

P. S. Gratuluję temu kto dotrwał do końca ;)

poniedziałek, 7 lipca 2014

Rozdział IX część I. "Nieoczekiwana pomoc"

Dawno nas tu nie było. W imieniu moim i Pauliny bardzo was przepraszamy, ale nie miałyśmy zbyt dużo czasu na pisanie, jak i pojawił się problem, który zna większość z Was - brak weny. W tym rozdziale znajduje się moja część. Mam nadzieję, że się wam spodoba i nie będzie dla Was całkiem do kitu...

Dzisiaj tylko część Ewangeline ponieważ moja wena do tematu hp, huncwotów itp. wyparowała i tyle ją widziałam.  Nie wiem czy jeszcze coś na tego bloga napiszę. Może pomysły wrócą.  Na razie nie będę pisała.  Przepraszam!
Paulla K

Więc zapraszam do czytania. Rozdział dedykuję mojej przyjaciółce Anecie, w ramach przeprosiny, który już obiecuję od trzech miesięcy. Co prawda, już Cię pare(naście) razy przeprosiłam, ale to jest taki dodatek ;*
*****
Odprowadziłam dziewczyny wzrokiem, a następnie pożegnałam chłopaków. Pomachali mi i ponownie zostałam sama. Położyłam się, poprawiając poduszkę. Trafiła mi się wyjątkowo niewygodna. Wstałam z łóżka i na palcach podeszłam do innego. Sprawdziłam poduszę, która na nim leżała i zamieniłam na moją. Szybciutko wróciłam do swojego łóżka, ułożyłam „zdobycz” i nakryłam się kołdrą aż po czubek nosa.
Zaczynało mi się robić cieplej i było mi dużo wygodniej. Brakuje tylko mojego misia, który najprawdopodobniej leży w kartonie na strychu mojego domu. Nadal nie mogłam uwierzyć w to, że moja rodzina po prostu nie żyje. Dziewczyny pokazały mi, co prawda albumy i opowiedziały o wszystkim, ale czułam jakby to było nierealne.
Tom.
Mój starszy brat.
Najbliższa osoba na świecie.
Jest martwy.
Pamiętałam nasze zabawy lub gdy uczył mnie prostych zaklęć. Z tego, co wiem, byłby już dorosły, miałby pracę, zakładałby rodzinę. Ale w mojej głowie nadal był szesnastolatkiem, który jedzie na szósty rok nauki w Hogwarcie. Wyjechał niedawno, może miesiąc temu.
A rodzice?
Podobno zginęli w te wakacje, zostali zamordowani z rąk Śmierciożerców. Tak jak mój brat. Znów wróciłam do wydarzeń sprzed miesiąca. Tom machał nam, szeroko się uśmiechając i poprawiając, co chwilę grzywkę, która opadałam mu na oko. Mama i tata trzymali mnie za ręce i również się uśmiechali. W tym wspomnieniu, nie widziałam się, ale czułam jakby to było teraz, w tym momencie. Byłam troszkę smutna, bo Tom wyjeżdża, ale wiedziałam, że wróci na święta. Uśmiechnęłam się i we wspomnieniu, i teraz.
Usłyszałam stukot obcasów i domyśliłam się, że to pani pielęgniarka. Wychyliłam się znad kołdry i czekałam na lekarstwa. Pani Pomfrey niosła ich mniej niż zwykle. Kolorami rozpoznawałam większość z eliksirów. Tym razem zabrakło Słodkiego Snu i leków przeciw bólowych. Pani Pomfrey zapytała, jak się czuję, a ja kiwnęłam głową i powiedziałam, że dobrze. Przesunęłam się robiąc je miejsce. Wypiłam lekarstwa i po odejściu pani Pomfrey, ułożyłam się do snu. Nie miałam większych problemów z zaśnięciem, więc po kilku chwilach spałam. Nie byłam pewna czy to mi się śniło, czy nie, ale w nocy się przebudziłam. Oczy nadal miałam zamknięte, może lekko przymrużone. Jednak wszystko dobrze słyszałam, ale nie wiedziałam, o co chodzi. Pamiętałam to już zawsze i nie mogłam zapomnieć
Rozmówców było dwóch i obaj byli mężczyznami albo raczej chłopakami. Wydawało mi się, że znam te osoby, ale musiałam ich poznać przed wypadkiem.
Ktoś 1: Dokończ to, co zacząłeś. Z tamtym człowiekiem nie miałeś problemu.
Ktoś2: Nie mogę tego zrobić.
Ktoś1: Musisz.
Ktoś2: Nie. Posłuchaj, tamten facet był mi zupełnie obcy. Nie wiem nawet jak miał na imię. A ją znam.
Ktoś1: Ze spowodowaniem wypadku nie było problemu. Sądziłem, że będzie to śmiertelne zaklęcie, ale tym również zabłysnąłeś. Możesz być teraz z siebie dumny, ale musisz być gotowy na więcej. W tym nie ma odwrotu.
Ktoś 2: Skończę to.
Ktoś 1: Teraz.
Ktoś 2: Nie. Skończę to, ale kiedy indziej. Będzie nawet korzystniejszy wynik.
Ktoś 1: Mówisz jak prawdziwy Ślizgon. Zaskoczyłeś mnie swoim zachowaniem. Naprawdę.
Głos pierwszego z nich napawał mnie strachem. Jego właściciel nie jest raczej miłą osobą. Brzmiał jak morderca, który zna się na swojej robocie Drugi natomiast był niepewny. Jakby bał się, co powiedzieć, żeby było dobrze. Może i sprzeciwił się temu pierwszemu, ale wiedział, że jednak nie zmieni jego decyzji. Temat, o którym rozmawiali powstrzymał mnie od otworzenia oczu. Przeczuwałam, że gdybym jednak je otworzyła, leżałabym martwa. Rodzice czytali w gazetach, że ktoś zginął, bo wiedział za dużo. Nie chciałam dołączyć do tych osób. Choć nie byłam w stu procentach pewna, że to był sen, próbowałam o tym nie myśleć. Skupiłam się na jakiś błahych rzeczach. Pierwszą, o której pomyślałam był bal. Chyba za bardzo nie lubię tego typu zabaw, bo przyśnił mi się Quidditch.
Gdy obudziłam się rano, byłam rześka i wypoczęta. Słońce już wzeszło i słyszałam panią Pomfrey, biegającą po Skrzydle Szpitalnym. Kiedy zauważyła, że wstałam, zadałam mi kilka pytań, (jak co dzień) i dała mi lekarstwa. Po chwili pojawiły się dziewczyny, które niosły mi śniadanie na tacce. Położyły mi ją na nogach i usiadły na sąsiednich łóżkach. Zabrałam się za jedzenie. Dziś przyniosły mi płatki z mlekiem, tosty, herbatę i kakao.
- Dziękuję - powiedziałam. Wszystkie uśmiechnęły się promienie.
- Żadnego jedzenia! Dopiero tu posprzątałam. – zawołała pani Pomfrey na widok mojego śniadania.
- Ale Ann musi coś jeść – zaprotestowała Dorcas.
- Tak, przecież wiem. Dziś panna Winslet mogła już zjeść w Wielkiej Sali.
Drzwi otworzyły się z hukiem, a stanęli w nich Frank i trójka Huncwotów. Dziewczyny opowiedziały mi, dlaczego tak się nazywają. Najwięksi kawalarze Hogwartu. Z tego, co jeszcze wiem, Lily chodzi z Jamesem, a Dorcas z Syriuszem.
-Panie Black! – krzyknęła zdenerwowana pani Pomfrey na Syriusza, który stał na samym przedzie. – To szpital, a nie jakiś bar.
- Przepraszam panią – Syriusz zrobił minę zbitego psa, a pani Pomfrey się uśmiechnęła. Dorcas prychnęła.
- Co przegapiliśmy? – zapytał James, podchodząc do Lily. Pocałował ją w czoło i usiadł obok niej.
-Ann może już wyjść ze Skrzydła Szpitalnego! – zawołała Alicja i rzuciła się Frankowi na szyję.
-Nie wyjdzie tylko może jeść w Wielkiej Sali – poprawiła Alicję pani Pomfrey. Alicja jedynie wzruszyła ramionami. Dorcas podała mi jakieś ubrania i za pomocą Lily zaprowadziła za parawan, żebym mogła się przebrać. Dostałam jeansy i czarną koszulę. Kiedy wyszłam do przyjaciół, byli oni pogrążeni w rozmowie. Gdy Remus mnie zauważył, natychmiast przestali. Przyjrzałam się mu. Wyglądał inaczej. Był blady i przygarbiony.
-Zatem , idziemy na śniadanie tak jak kiedyś! – zawołała Dorcas  i wzięła Syriusza za rękę.
-W końcu. – westchnął Syriusz. – Myślałem, że umrę z głodu.
-Trzeba było wstać wcześniej – James wymierzył mu kuśkańca w bok.
-Odezwał się – mruknął Remus, po czym cała trójka wybuchnęła śmiechem. Za chwilę dołączyły do nich dziewczyny i ja. W takim nastroju poszliśmy na śniadanie.
****
Prawie cały dzisiejszy dzień spędziłam poza Skrzydłem Szpitalnym. Dziewczyny, w miarę swoich Możliwości, pokazały mi szkołę, poszłyśmy na błonia i widziałam trening drużyny Gryfonów. Po kolacji byliśmy jeszcze w Wieży Gryffindoru. Do Skrzydła wróciłam około godziny dwudziestej. Dała mi lekarstwa i zapytała jak minął mi dzień. Opowiedziałam, co robiłam i chciałam się dowiedzieć, czy jutro też będę mogła spędzić go z przyjaciółmi. Niestety, nie zapytałam się, ponieważ zasnęłam.
Obudziłam się przed zachodem słońca. Uchyliłam lekko oczy i zobaczyłam postać ubraną na czarno, która siedziała obok jej łóżka. Coś mówiła, ale bardzo cicho. Nie wiedziałam jak się zachować. Czy zacząć krzyczeć, czy leżeć i czekać aż pójdzie?
,,Śmierciożerca
Ta myśl mnie przeraziła, ale ją wykluczyłam. Przecież to Hogwart, tu jest bezpiecznie. Dumbledore nikogo takiego by nie wpuścił. Nieznajomy podniósł wzrok i popatrzył na mnie. Cicho pisnęłam. Przyłożył sobie palec do ust pokazując, żebym była cicho. Skinęłam głową.
-Chcę ci przywrócić pamięć – oznajmił i wrócił do swojego poprzedniego zajęcia. Zauważyłam w jego ręce różdżkę.
-Kim jesteś? Znam cię? – zapytałam.
-Tak, ale nie za bardzo się lubimy.
Poczułam ból głowy i lekkie zawroty. Przed oczami pojawiły mi się gwiazdki, a następnie sceny z mojego życia.
Śmierć Toma.
Pierwszy rok w Hogwarcie.
I następne.
Widok ciał rodziców.
Rozpoczęcie siódmego roku nauki.
Odkrycie tajemnicy Remusa.
Pierwszy pocałunek.
Kłótnia.
Wypadek.
Utrata pamięci.
I jej odzyskanie.
WSZYSTKO DO MNIE WRÓCIŁO.
ODZYSKAŁAM PAMIĘĆ.
-Dziękuję – powiedziałam.
-Normalnie byś tego nie powiedziała – zaśmiał się.
-Daruj sobie Snape.
- I wróciła Ann, którą wszyscy znają.
Podniósł się i poszedł w stronę drzwi, które otworzyły się z hukiem. Weszli przez nie James i Syriusz, którzy podtrzymywali Remusa. „Pełnia!”, przemknęło mi przez myśl.
Remus podniósł wzrok, który zatrzymał się na Snape’ie. Pomimo swojego stanu, chwycił różdżkę i ruszył w stronę Ślizgona. Przyparł go do ściany i przyłożył mu magiczny patyk do gardła.
- Czego chcesz? – wycedził.
Wyplątałam się z pościeli i podbiegłam do nich. Położyłam dłoń na ramieniu Remusa. Odwrócił się i spojrzał na mnie zdziwiony. Całą twarz miał poranioną.
- Przestań – powiedziałam cicho.
- Ale
- On mi pomógł. Przywrócił mi pamięć.Remus schował różdżkę i puścił Ślizgona. James i Syriusz podeszli do nas (dopiero!) i odprowadzili przyjaciela na jedno z łóżek. Po chwili pojawiła się pani Pomfrey i zajęła się Remusem. Dopiero po upływie kilkunastu sekund zorientowała się, że nie leżę w łóżku.
- Panno Winslet, proszę się natychmiast położyć – rozkazała. Skierowałam się do łóżka i obserwowałam, co robi pielęgniarka. Nie wyglądało to paskudnie, ale i tak mnie to wstrząsnęło.
Wzięłam głęboki wdech.
- Bardzo źle było tej nocy? – zapytałam chłopaków. Spojrzeli na mnie smutnym wzrokiem i pokiwali głowami. Poczułam jak do oczu napływają mi łzy. – Nieźle się załatwiliście.
Ku mojemu zdziwieniu, chłopcy się zaśmiali, nawet Remus. Zostali jednak uciszeni przez panią Pomfrey. Uśmiechnęli się szeroko, tak jak tylko Huncwoci potrafią. Ktoś zapukał i wszedł. Albo raczej ktosie. Były to Lily i Dorcas. Uśmiechnęłam się do nich.
- Większych cudaków niż nasze Hunce to świat nie widział – zaśmiałam się. Dziewczyny popatrzyły na mnie zaskoczone. – No, co? – wzruszyłam ramionami. – Odzyskałam pamięć.
Teraz szczęki i Lily, i Dorcas opadły na ziemię. Patrzyły na mnie jakbym powiedziała nie wiadomo, co. Wywróciłam oczami.
- Zbierać szczęki z podłogi – pomachałam im ręką przed oczami. Nic to nie dało. – Chłopcy chyba są w gorszym stanie.
Dopiero w tym momencie odzyskały świadomość. Mniej więcej się ogarnęły i podeszły do swoich chłopaków. Tak, pamiętam wszystko, co się wydarzyło, gdy byłam taką młodszą wersją siebie.
- A teraz panna Winslet – odezwała się pani Pomfrey i odwróciła się w moją stronę. Rozglądnęła się. – A gdzie pan Snape?
- Snape? Severus Snape? – zdziwiła się Lily. Pokiwałam głową. – Ale co on tutaj robił?
- Odczarował mnie – wyjaśniłam. – Tylko nie wiem, skąd znał zaklęcie.
- Może to on je rzucił – powiedział James. – To zaklęcie, które spowodowało, że utraciłaś pamięć.
- Nie wydaje mi się – odpowiedziałam.
****
Minęły trzy dni odkąd wyszłam ze szpitala. Dumbledore długo rozmawiał ze Snape’em na temat zaklęcia, dzięki któremu mnie odczarował. Ja też rozmawiałam ze Ślizgonem. Raz. Ustaliliśmy, że wszystko będzie tak jak wcześniej. Wyczytałam z tego, że Severus chce zapomnieć o tym wydarzeniu.
Szliśmy właśnie do Wielkiej Sali na śniadanie. Dzięki naszym kochanym (czytaj: denerwującym, leniwym, lekko tępawym, itd.) kolegom, Huncwotom, przyszliśmy praktycznie pod koniec posiłku.
Dziewczyny cały czas nawijały o tym, co przegapiłam. Oczywiście zręcznie unikając tematu mnie i Remusa (Ach, ten sarkazm!). Nie mam ich, za co winić. Są moimi przyjaciółkami i kocham je takimi, jakimi są.
No, więc tak:
1. Dorcas zeszła się z Syriuszem (w końcu!);
2. Podczas pełni chłopaki byli dużo bardziej poszkodowani niż zwykle (zresztą, widziałam to);
3. Dorcas i Remus niedawno się opili.
4. ,,Margaret to szmata~ by Dorcas Meadows.
5.Glizdek znów gada z chłopakami. (Coś mi tu śmierdzi, ale nie wiem, co)
6.Rodzice Dor chcieliby się rozwieść, ale nie jest to możliwe.
7. ,,-I to chyba tyle. A może…
-Faktycznie, tyle się tylko wydarzyło.
- Jak coś nam się przypomni to ci powiemy.” ~by Lily Evans & Dorcas Meadows
Tak, więc troszkę tego było. Jednak, jak to ujęła Dorcas, mam pojemną głowę i nie jest to za dużo informacji. Usiedliśmy przy stole Gryfonów, a chłopaki, jak to mają w zwyczaju, rzucili się na jedzenia. Zastanawiam się, czy nie powinnam się już do tego przyzwyczaić. Znam ich parę lat i zawsze tak się zachowują, kiedy jemy. Cóż, niestety facetów-ideałów świat nie widział. Kiedy już wychodziliśmy z Wielkiej Sali, Peter przypomniał sobie, że nie wziął torby. A że nikt nie zauważył tego, poszedł sam.
- Czy oni tak zawsze? – zapytałam Remusa, patrząc na nasze dwie, pożal się Merlinie, zakochane pary. Remus kiwnął głową, a ja wywróciłam oczami. I właśnie w tym momencie pojawia się Scarlett. Przypomniałam sobie, że mieliśmy (czytaj: Huncwoci, ale bez Glizdka) z nią porozmawiać.
- Ekhm, gołąbeczki – odchrząknęłam, ale nikt nie zwrócił na mnie uwagi. – Przyjmuję zakłady, która para szybciej się zje! – zawołałam na cały zamek, przykuwając uwagę wszystkich, którzy byli na korytarzu.
- Kto wygra: Jily czy Doriusz?! – dołączył do mnie Remus. Popatrzyłam na niego zdziwiona, ale on tylko wzruszył ramionami i się szeroko uśmiechnął. Zaśmiałam się. Natomiast pary wyżej wymienione w końcu się od siebie odkleiły. Chłopaki popatrzyli na nas morderczym wzrokiem, a dziewczyny, czerwone jak buraki, się w nich wtuliły. Na ten widok jeszcze bardziej chciało mi się śmiać.
- Winslet, normalnie cie zabiję – warknął Syriusz.
- Ja ciebie też, Black – powiedziałam „groźnie”. Widząc minę Łapy nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać. Kiedy w końcu się uspokoiłam, zdradziłam im swój plan. Chłopcy nie byli zadowoleni, ponieważ odgrywali w nim kluczową rolę. W końcu niechętnie poszli do Scarlett, po której minie wywnioskowałam, że jest wniebowzięta. Ja, Lily i Dorcas stałyśmy niedaleko, więc wszystko słyszałyśmy.
- Witaj, Scarlett – przywitali się Huncwoci.
- Hej – odpowiedziała. – Cześć, Remus.
Wydawało mi się, że w tym momencie na mojej twarzy malowała się furia. Poznałam to po minach dziewczyn. W pierwszej chwili były zdziwione, ale w następnej na ich twarzach zagościł tryumfalny uśmiech. Wywróciłam oczami.
- Chcielibyśmy… - zaczął Remus.
- Tak, Remusie? – Scarlett zatrzepotała rzęsami.
- Mam tego dość – wycedziłam.
Podeszłam do Remusa, chwyciłam go za rękę i pociągnęłam w stronę sali, gdzie mieliśmy mieć lekcje.  Kiedy się w końcu zatrzymałam, o mało, co nie walnęłam pięścią w ścianę. Czemu się tak zachowałam? Przecież nie jestem zazdrosna, nie? Kogo ja oszukuję? Jestem, ale nie powinnam się tak zachować. Nie byliśmy parą, miałam się uspokoić.
- Jesteś zazdrosna – usłyszałam śmiech Remusa.
- Nie jestem – mruknęłam.
Jestem, jestem i to jak! Jakaś małolata, plastikowa lala, czy… aż szkoda gadać. Po prostu, nie mogę uwierzyć, że podrywała go na moich oczach. Przecież ustaliłam, że to nie ważne. N i e  w a ż n e.
Po chwili pojawiła się reszta z szerokimi uśmiechami. Pytali mnie, co mi się stało, a chłopcy dodatkowo mi dogryzali. Jedyne, co chciałam zrobić to walnąć się książką (taką grubą z twardą okładką) w głowę. I to mocno.

sobota, 22 marca 2014

Miniaturka urodzinowa dla Pauliny


Miniaturka urodzinowa dla Pauliny

Jeszcze raz wszystkiego najlepszego Paulino! Zdrowia, szczęścia, dobrych ocen, wymarzonego chłopaka (żeby był jak twój ulubiony bohater z książki). A, i chyba najważniejsze, BILETU NA "KOSOGŁOSA"!
Tutaj taki skromny prezent. Mieszkamy od siebie troszkę daleko, więc jest on tutaj. Dedyk wiadomo dla kogo ;*

*****

Nazywam się Dorcas Meadows. Skończyłam Hogwart pięć lat temu, teraz pracuję w Ministerstwie Magii jako szefowa Departamentu Tajemnic. Szybko to wszystko poszło. Sukces w szkole, sukces w pracy.
Ale, jak można to przewidzieć, nie w miłości.
Jeden drań mnie potraktował okropnie, pomimo że byliśmy szczęśliwi. Chyba mieliśmy inne definicje słowa "szczęście". Ja pragnęłam czegoś prawdziwego, mężczyzny, który mnie zrozumie, będzie kochał, przytuli, pocałuje, będzie. Natomiast on... ładna laska przy boku, tylko to się liczy. Zakochałam się w tym draniu, co było do przewidzenia. Jaka kobieta by go nie pokochała? Na początku był kochany, jak się o mnie starał, prosił o chodzenie, obserwował byle faceta, który się do mnie zbliżył z miną mordercy. Wtedy myślałam, że coś do mnie czuje. Oczywiście, poza pożądaniem.

I wanna be blown away
I wanna be swept off my feet
I wanna meet the one who makes it hard for me to breathe
I wanna be lost in love
I wanna be your dream come true
I wanna be scared of how strong I feel for you
Just call me beautiful, Call me beautiful Call me beautiful, Call me b-e-a- utiful
( Megan Nicole - "B-e-a-utiful")

Jaka ja byłam głupia! Wszystko bym dla niego zrobiła, absolutnie WSZYSTKO. Sądziłam, że działa to też w drugą stronę. I znowu się zawiodłam.
Było do w ostatni dzień naszej nauki. Wybraliśmy się na spacer do naszego miejsca. Tam zaczęliśmy ze sobą normalnie rozmawiać, chodzić, pierwszy raz się pocałowaliśmy. Do tej listy mogę dopisać dwie rzeczy:
1. wyznałam mu miłość, a on miał to gdzieś i odszedł,
2. teoretycznie skończyliśmy być ze sobą.
A tyle osób mnie przed nim ostrzegało. Nawet nasi przyjaciele. Nie chodziło o to, że on był gorszy, czy zły. Nie chcieli, żebym cierpiała. Chcieli utrzymać naszą paczkę po zakończeniu szkoły. Cała moja rodzina się ode mnie odwróciła, zostali mi tylko przyjaciele. Nie mogłam jednak pozwolić na to, żeby się podzielili na drużynę moją i jego.
Pozbierałam się dzięki komuś, kogo nigdy bym nie podejrzewała o pomoc. W ramach "terapii" spotykałam się z innymi mężczyznami. W każdym doszukiwałam się jego cech, jakiegoś podobieństwa. Za każdym razem się zawodziłam.
Ale on był inny. Może dlatego, że tak bardzo mi go przypominał. W końcu byli braćmi. Może nie byli swoimi kopiami, ale... Nie potrafię sobie tego sensownie wytłumaczyć. Jestem zbyt słaba. Nie mogę się pogodzić, że mnie zostawił, a jego brat mi go zastępuje. To nie fair z mojej strony, wiem. Wykorzystuję go, a to jest złe. Nic jednak nie sprawi, że się zmienię, a ja wciąż jestem tą egoistką.

I've tried so hard to tell myself that you're gone,
But though you're still with me,
I've been alone all along...
(Evanescence - "My Immortal"

Dlatego jestem taka zdziwiona, że widzę go w swoim biurze. Co prawda, wiedziałam, że wraca do kraju, ale nie spodziewałam się go tutaj, u mnie.
"Przyszedł do ciebie."
Myśli, która do mnie trafiła jest zła. Przynajmniej powinna taka być. On nigdy dla mnie niczego nie zrobił. Moje ciało jest tego samego zdania, co mózg. Serce przyspiesza kilkakrotnie, krew mi huczy w uszach, a oczy dokładnie go obserwują.
Zmienił się. Czarne włosy i oczy tego samego koloru pozostały niezmienne, ale tylko one. Rysy twarzy się zmieniły, teraz wygląda jak mężczyzna. Widzę doskonałą muskulaturę czarnowłosego. Czekaj, wróć! Nie doskonałą... jest na czym oko zawiesić, ale... Skończ!
- Syriusz - mruczę. Zamykam za sobą drzwi, obechodzę biurko i siadam na swoim fotelu. Z teczki wyciagam dokumenty i zaczynam je oglądać.
- Witaj Dorcas - mówi radośnie. Wiem, że szeroko się uśmiecha. A ten uśmiech... taki uroczy... Miałam skończyć!
- Co cię tutaj sprowadza? - pytam, nie odrywając wzroku znad papierów.
"Właśnie, co cię sprowadza? Przypomniałeś sobie o dziewczynie, która wyznała ci miłość, a ty potraktowałeś ją jak skończony idiota? Przecież ładny lasek jest dużo na świecie. W końcu, co tydzień, gazety robiły ci zdjęcia z inną!"
Sądzę, że mam poważne rozdwojenie jaźni. Jedna część mojego mózgu (serca) chce do niego wrócić, korzystać póki może. A druga chce się zemścić za te wszystkie lata cierpienia. Chwila, chwila. To nie części mózgu, tylko serca! Przecież to jest ta najgorsza część naszego ciała i umysłu. Przez nią cierpimy, bo ona kieruje nas do niewłaściwych osób.
- Ty - odpowiada. Staram się nie dać po sobie znać, że na mnie to zadziałało. Prawda jednak jest bolesna.
- Chciałeś mnie zobaczyć? Jak miło - mruczę z sarkazmem. Podpisuję jakiś papier, odsyłam go do sekretarki i czytam dalsze.
- Tak. Chciałbym do ciebie wrócić.
Wypuszczam kartki z rąk. Nie wiem, co mnie bardziej zaskoczyło: treść czy jego bezczelność. Po chwili zastanowienia stwierdzam, że jednak to drugie.
- Wyjdź - rozkazuję. W końcu podnoszę wzrok znad dokumentów. Twarz Syriusza jest obojętna. Nie wiem, czy była taka przez cały czas, czy dopiero teraz się zmieniła. To bez znaczenia. Nie chcę go widzieć.
- Słucham?
- Wyjdź. Teraz - mówię stanowczo.
- Dorcas, kiedy ostatnio się widzieliśmy wyznałaś mi miłość. I co, to uczucie nagle wyparowało? Ja wiem, że źle się zachowałem wtedy, gdy odszedłem i się nie odzywałem. Po prostu... Nie jest przyzwyczajony do mówienia o uczuciach.
- Wyjdź - powtarzam po raz kolejny. Czuję jak oczy mnie pieką, a w gardle mam gulę. - Wyjdź i nie wracaj! Przez cały ten czas żałowałam, że ci to powiedziałam. Myślałam, że to było coś złego. Źle to rozumiałam. Ty jesteś Wielki Casanova i nikt inny! Zawsze taki byłeś. Co noc wylewałam hektolitry łez i przez kogo? Jakiegoś zadufanego w sobie dupka. Nie żałuję tamtego czas, ale teraz zjawiasz się w moim życiu, kiedy wszystko sobie poukładałam. Niszczysz mi życie, niszczysz mnie.
Patrzę jak wstaje i wychodzi. Po paru minutach wybucham płaczem. Wystarczyła chwila w jego obecności. Jedna, jedyna chwila.
"Muszę się uspokoić i zapomnieć."
Łatwo mówić (myśleć?), trudniej zrobić. Skupiam się na pracy, a Syriusz schodzi na dalszy plan.
Koło godzin dwudziestej przychodzi po mnie Regulus i idziemy na kolację. Staram się nie myśleć o drugiej połowie rodzeństwa Black, ale to nie wychodzi. Głównie dlatego, że Regulus mówi o powrocie swojego brata. Jest szczęśliwy, bo długo się nie widzieli.
Punktualnie o dwudziestej drugiej wracam do domu. Torebkę kładę na komodzie w korytarzu i kieruję się do kuchni. Zaparzam sobie herbatę i szukam jakiś środków na uspokojenie. W tym momencie słyszę dzwonek do drzwi. Idę, żeby sprawdzić kto to.

Lord knows I’ve failed you time and again,
But you and me we’re all right
(One Republic - "All we are"

Nie wiem, czy mogę powiedzieć, że spodziewałam się tu Syriusza. Z jednej strony chciałam, ale też nie chciałam. Dodatkowo jakaś część mnie czuła, że tak się stanie.
- Masz rację - bełkocze. - Jestem durniem, idiotą, draniem, debilem, narcyzem i... w sumie brakuje mi już wyzwisk. Powinienem ci to powiedzieć te pięć lat temu, a teraz może już być za późno. Wiem, że jesteś z Regulusem, kochasz go i nie chcę niszczyć tego.
- Syriusz, jesteś pijany!
- Tak, wątpię, żebym na trzeźwo to powiedział. Zniszczyłem ci życie. Nie tylko tobie, bo sobie też. W każdej kobiecie szukałem ciebie. Cech wyglądu czy charakteru. Nikogo takiego nie znalazłem. Wtedy zrozumiałem, że to ty jesteś tą jedyną. Kocham cię Dorcas i powinienem to powiedzieć już dawno. Wcześniej niż ty mi wyznałaś swoje uczucia.
Odwraca się i chwiejnym krokiem schodzi po schodach. Zamykam drzwi, zsuwam się po nich i kucam. Ponownie płaczę. Nie mogę w to uwierzyć. On mnie kocha. On. Mnie. Kocha. Muszę parę razy to powtórzyć. Nie chcę, żeby mi się to zdawało lub przyśniło.
Chwytam kurtkę i zarzucam ją na ramiona. Wybiegam z budynku. Widzę oddalajacą się postać mojego ukochanego.
- Syriusz!

*****

You're the one thing I got right
The only one I let inside
Now I can breathe, 'cause you're here with me
(Avril Lavinge - "I will be")

Patrzę na swoje odbicie w lustrze. Blondwłosa kobieta o zielonych oczach, ubrana w białą suknię. Wygląda niezwykle w tym magicznym dniu. Obracam się wokół własnej osi. Nie mogę uwierzyć, że ten dzień nastąpił.
Do moich drzwi puka Regulus. Nadal jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, na szczęścia ta miłość była tylko braterska. Teraz mój przyjaciel zastępuje mi część rodziny. Zamiast ojca zaprowadzi mnie do ołtarza.
- Gotowa? - pyta.
- Jasne - odpowiadam.
Idę do drzwi, będąc już przy nich jeszcze raz patrzę na pokój. To tu zamieszka to małe stworzonko, które aktualnie siedzi w moim brzuchu.
Biorę głęboki wdech i wychodzę z pokoju. Regulus prowadzi mnie na zewnątrz, gdzie ma odbyć się ceremonia. Wchodzimy do namiotu, a ja patrzę na niego. Mój narzeczony, przyszły mąż, ojciec mojego dziecka. Mój Syriusz. Uśmiecha się szeroko, a ja odpowiadam mu tym samym. Serce jednak podejmuje dobre decyzje, nawet gdy musimy cierpieć. W końcu szczęście się do nas uśmiecha, tak jak mój ukochany.
Nazywam się Dorcas Black. W końcu jestem z moją miłością. Mam prawdziwą rodzinę. Jestem szczęśliwa.

piątek, 21 marca 2014

Rozdział VIII " Nie chcę Cię stracić... kochanie "

Hej kochani! Witamy po przerwie. Przyznam się za taką zwłokę odpowiadam ja Paulla K, niestety moja weny uciekła sobie i nie chciała wrócić. Mam nadzieję, że rozdział Wam się podoba!  Zapraszamy do komentowania i obserwowania ! CZYTAM= KOMENTUJE!!

Paulla  K i Evangelina 
**************


- Gdzie Tom i rodzice? - zapytała Ann. Zamrugała oczami i przebiegła po nas wzrokiem.
- Jak dobrze, że nic ci nie jest - odetchnąłem z ulgą. Przysiadłem na łóżku i ująłem jej dłoń. Szybkim ruchem ją wyrwała.
- Kim pan jest? - zapytała.
Spojrzałem na nią zdezorientowany. Pan? Jaki znowu pan? Okej, może i Ann lubi żartować, ale wydaje mi się, że ona rozumie powagę sytuacji. Udawanie, że ma amnezję byłoby trochę nie na miejscu.
- Jestem Remus - powiedziałem. - Ann, nie pamiętasz mnie? - podniosłem się i stanąłem obok. Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, ale ona spuściła głowę i pokręciła nią przecząco. - A pamiętasz może ich? - wskazałem ręką na pozostały. Przyglądała im się, ale znów zaprzeczyła.
- Gdzie jest moja rodzina?- zapytała ponownie.
- Ann, przecież twoja rodzina nie żyje - odpowiedziała Lily. - Tom zmarł, gdy miałaś dziesięć lat, a rodzice w te wakacje.
- Pani kłamie! - wykrzyknęła Ann i zaniosła się płaczem.
Zastanawiałem się, czy ją przytulić, ale jej zachowanie wskazuje na to, że nie pamięta nic z czasów szkolnych. Podbiegła do nas pani Pomfrey i natychmiast wygoniła. Musiała zbadać Ann, dać jej leki, ogólnie dowiedzieć się co jej jest.
Skierowałem się tam, gdzie zwykle, kiedy mam jakieś problemy, czyli nad jezioro. Słyszałem jak chłopaki mnie wołają, ale to zignorowałem. Ostatnio ignoruję dużo zasad. Swoich zasad i uczuć innych. Wszystkich od siebie odsuwam. Najpierw Ann, później chłopaków i Dorcas, parę dni temu Lily. Chyba jestem złym przyjacielem.
Przysiadłem pod wielkim dębem i oparłem się o jego pień. Wpatrywałem się w krajobraz jesiennego Hogwartu. Pomimo tego, że jest październik pogoda zachęca do siedzenia na dworze. Delikatne słońce i lekki wietrzyk, który poruszał kolorowymi koronami drzew. Na błoniach leżały niewielkie sterty liści, które już postanowiły zakończyć swój żywot. Dookoła tych kupek biegały roześmiane dzieciaki. Nie muszą się niczym przejmować. Takim to tylko zazdrościć. Życie jest okropne i do dupy. Daje w kość, a później cię jeszcze dobija.
- Hej Remus - obok mnie pojawiła się Margaret.
- Cześć - mruknąłem. - Nie spotkałaś ostatnio jakiegoś totalnego nieudacznika? - zaśmiałem się ze swojego żałosnego pytania.
- Co się stało? Opowiadaj - usiadła obok mnie.
- Spieprzyłem komuś życie, ale to chyba się nowość.
- Komu?
- Nieważne - mruknąłem.
Zamknąłem oczy i schowałem twarz w dłonie.
- Mogę jakoś pomóc?
- Dziękuję za chęci, ale już za późno.
Podniosłem się i otrzepałem ubrania.
- Naprawdę dziękuję. Muszę już iść.
- Jak co to przyjdź i ci pomogę - zawołała za mną, kiedy byłem w połowie drogi do zamku. Czemu siedzenie z Margaret wydaje mi się takie... złe? Niestosowne? Widać, że ona chce mi pomóc, w dodatku jest miła.
Nie wiem, kiedy pokonałem drogę do dormitorium. Po prostu szedłem i myślałem. Wiadomo o czym. A w następnej chwili leżałem u siebie na łóżku. Jednak, jak znając życie (i moich ukochanych przyjaciół), nie mogłem zaznać ani chwili spokoju. Usłyszałem jak drzwi się otwierają, a na dwóch łóżkach ktoś siada. Następnym dźwiękiem było nalewanie jakiegoś płynu do, zapewne szklanki.
Coś szturchnęło mnie w ramię. Niechętnie podniosłem wzrok. Nade mną stał Syriusz, wyciągając w moją stronę rękę z Ognistą. Usiadłem i wziąłem napój do ręki. Wypiłem go duszkiem. Trunek przyjemnie pali mnie w gardle i przełyku. Później była kolejna szklanka, kolejna i kolejna. Znów zaczęliśmy ze sobą gadać, tak jak zwykle. Ciekawe czy po alkoholu tak się stało, czy prędzej czy później wszystko byłoby po staremu.
*****
Najbliższe dni wyglądały tak samo. Dziewczyny stwierdziły, że pomogą Ann, nie zwarzając na to, co jej jest. Dzięki Merlinowi, Ann zaczęła z nim rozmawiać, przyjęła także do świadomości, że jej rodzina nie żyje, a ona miała wypadek, po którym częściowo straciła pamięć. Dziewczyny przynosiły mnóstwo albumów z ich wspólnymi zdjęciami. Muszę przyznać, że trochę się im tego nabierało. Alicja miała trzy, Lily pięć, Dorcas osiem, a Ann siedem, z czego ostatni był przeznaczony na ten rok. Przyniosły też swoje pamiętnik, ale wtedy ja, James, Syriusz i Frank lądowaliśmy za drzwiami. Więc, dziewczynom udało się odbudować dawną więź między sobą. Zauważyłem, że nie tylko z Ann się zżyły, ale też poprawiły relacje w swojej trójce. James mówił, że Lily już się nie boi, że Dorcas się z nimi nie chce przyjaźnić. Natomiast z chłopakami... raczej nic się nie poprawiło. Syriusz próbuje ją rozbawiać ("Ja ją czaruję urokiem osobistym, a nie jakże wykwintnym poczuciem humoru", zważając na to, że jego poczucie humoru raczej takie nie jest).
Ja niestety jestem w najgorszej sytuacji. Mam wrażenie, że Ann się mnie boi. Mogłoby być to wywołane moją reakcją, kiedy się obudziła. Byłem zbyt... porywczy? Chyba nie. Po prostu... Tak się ucieszyłem, że lekko mnie poniosło.
Wyszliśmy z chłopakami ze Skrzydła Szpitalnego. Skierowaliśmy się do Wielkiej Sali na kolację, a dziewczyny miały do nas za chwilę dołączyć.
- Panie Lupin - zawołała mnie McGonagall. Obróciłem się, ówcześnie każąc chłopakom już iść. Słyszałem, że jeszcze coś między sobą mamroczą, ale nie dosłyszałem co. - Muszę z panem porozmawiać. Zapraszam do gabinetu.
Poszedłem za profesorką. Kiedy byliśmy już w gabinecie, kazała mi usiąść na fotelu, a sama zasiadła za biurkiem. Po jej minie wywnioskowałem, że nie wie jak ma mi przekazać tą wiadomość. Po chwili jąkania się, w końcu to wydusiła. Po wysłuchaniu, skinąłem głową i opuściłem gabinet.
Skierowałem się do Wielkiej Sali. Usiadłem na swoim stałym miejscu i nałożyłem sobie kolację. Przez chwilę tępo wpatrywałem się w talerz, ale po chwili zacząłem jeść, ponieważ czułem na sobie spojrzenia i chłopaków, i dziewczyny, które już przyszły.
- Musisz sobie i Ann dać czas - odparł James, przerywając ciszę. Czasami zdaje mi się, że on czyta w myślach. Może po prostu tak dobrze mnie zna. - Ona i tak nic sobie nie przypomni.
- Właśnie o to chodzi, żebym był! - warknąłem. - Ona musi sobie wszystko przypomnieć! McGonagall powiedziała, że Ann jest zamknięta w umyśle dziewięciolatki! Jak jej nie pomożemy to może wylądować w Mungu do końca swojego życia! Nie wiedzą, co jej jest ani jak jej pomóc. Nic nie wiedzą.
Wstałem i szybkim krokiem opuściłem Wielką Salę. Wyszedłem na dwór odetchnąć. Chyba zareagowałem zbyt agresywnie. James chciał mnie tylko pocieszyć, a ja na niego naskoczyłem. Jednak on też powinien postawić się w mojej sytuacji. Usiadłem na trybunach. W ogóle nie pamiętałem drogi z zamku aż tutaj. Wpatrywałem się w burzowe chmury. I wraca typowa angielska pogoda.
- Przesadziłeś - powiedziała Dorcas, pojawiając się z nie wiadomo skąd i stając przede mną. - James chciał tylko pomóc.
- Wiem, okej? - burknąłem. - Po prostu... Tak bardzo za nią tęsknię, a ona nawet nie chce przebywać w tym samym pomieszczeniu, co ja. Boi się mnie. Ale cóż, zasłużyłem sobie, zachowywałem się po chamsku w stosunku do niej. Chciałbym tylko tyle, żeby była szczęśliwa.
Schowałem twarz w dłoniach. Poczułem jak oczy mnie pieką. Czemu zawsze z powodu tej dziewczyny chce mi się płakać? Najwyraźniej to, co do niej czuje tak działa.
- Ja też chcę, żeby mój chłopak był szczęśliwy - Dorcas objęła mnie ramieniem.
- Syriusz.
- Tak - potwierdziła. Na chwilę zamilkła i już myślałem, że przesadziłem lub powiedziałem coś nie tak, ale się odezwała. - Tak już po prostu jest. Taka jest miłość. Jest trudna, wymaga poświęceń, wyrzeczeń. Przy tej właściwej osobie czujesz się jak w raju. Ona jest twoim szczęściem i nie możesz bez niej żyć. Ona jest twoim życiem.
Podniosłem wzrok na twarz Dorcas. Wpatrywała się w przestrzeń przed sobą, na jej twarzy gościł smutny uśmiech, a w oczach zebrały się łzy. Teraz ja ją objąłem ramieniem.
- Nie jest tak źle - mruknąłem do niej, jak i do siebie. - Mamy też przyjaciół, którzy pomogą nam i będą zawsze obok. Tak jak ty i ja, w tej chwili. Oboje mamy doła, a w dwójkę zawsze raźniej.
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, każde pogrążone we własnych myślach.
- Koniec tego dołowania się - otarła pojedyncze łzy i stanęła na równe nogi. - Siedź tu, a ja idę po Ognistą. Przynajmniej będziemy zadowoleni.
- Będzie tak za sprawą alkoholu - popatrzyłem na nią karcąco. Machnęła lekceważąco.
- Życie jest do dupy, a miłość tym bardziej. Jakoś trzeba sobie poprawić nastrój.
Nie zdążyłem nic odpowiedzieć, ponieważ tanecznym krokiem zbiegła z trybun i pognała w stronę szatni. Pomyśleć, że taka wesoła i żywa dziewczyna miała jakieś problemy. Tyle rzeczy się o sobie dowiadujemy w tym roku. Może nie do końca miłych i radosnych, ale właśnie te informacje pokazują nam, jaka trwała i mocna jest nasza przyjaźń.
- Hej Re... - przede mną pojawiła się Margaret. Ostatnimi czasy zawsze pojawia się wtedy, gdy jestem sam, w dodatku zdołowany.
- Spadaj szmato - syknęła Dorcas, która pojawiła się w tym samym momencie. W dłoni miała dwie butelki whisky, z czego jedną była w 1/3 opróżniona.
- Dorcas! - upomniałem ją. Posłała mi znudzone spojrzenie.
- Co? - zapytała opryskliwie. - Jakaś niebieskooka blondyneczka nie będzie zarywała do mojego kumpla i chłopaka mojej przyjaciółki!
- Dor, uspokój się.
- Uspokoję się - usiadła obok mnie, mierząc Margaret morderczym wzrokiem - ale ona ma stąd pójść. W TEJ CHWILI.
- Lepiej pójdę - powiedziała cicho Margaret. - Do widzenia Remusie.
- Taa, cześć.
*****
- Remus, wstawaj - Dorcas mną trząsła. Uchyliłem lekko oczy. Dookoła nas było ciemno.
- O co chodzi? - podniosłem się i przetarłem oczy.
- Tak się opiliśmy, że musieliśmy tutaj spać - wskazała ręką na Pokój Wspólny.
Miałem jakieś urywki wczorajszego wieczoru. Pamiętam, że Dorcas pokłóciła się z Margaret, dużo alkoholu, powrót do wieży i tyle. Musiało być wtedy późno. I rzeczywiście musiałem być nieźle schlany.
- Która jest? - spytałem.
- Szósta.
- Okey, to do zobaczenia na śniadaniu.
Rozeszliśmy się, każdy do swojego dormitorium. Chłopaki spali w najlepsze. Ja zamknąłem się w łazience i wziąłem długi prysznic. Kiedy wyszedłem, łóżko Petera było puste. Co się z nim dzieje? Czekałem aż chłopaki się obudzą, czytając książkę. Nie za bardzo skupiłem się na treści. James i Syriusz obudzili się po upływie pół godziny. Zszedłem do Pokoju Wspólnego, gdzie były już dziewczyny. Po chwili dołączyli śpiochy i poszliśmy na śniadanie. Oczywiście nie obyło się bez pytań do mnie i Dorcas. Gdzie byliśmy, kiedy wróciliśmy, co robiliśmy, itd. Usiedliśmy na naszych stałych miejscach. Akurat przyleciała poczta.
- To sowa od moich rodziców - powiedziała cicho panna Meadows, patrząc na brązowego ptaka. Dorcas odebrała list od sowy rodziców i błyskawicznie co przeczytała, po czym wybiegła ze łzami w oczach.
- Co się stało Dorcas? - zapytał Syriusz, który dopiero teraz pojawił się w Wielkiej Sali. James złapał list, czytając go równie szybko jak Dorcas. Pokręcił z niedowierzaniem głową i ponownie go przeglądnął. W końcu podniósł wzrok znad pergaminu.
- Jej rodzice chcą się rozwieść - oznajmił. Wszyscy zrobiliśmy wielkie oczy. Wczoraj, kiedy z Dorcas mieliśmy gorszy dzień i wyznawaliśmy sobie różne rzeczy, nie wspominała o problemach w domu. Chociaż, nigdy nie mówiła dużo o rodzinie, a jak już to dziewczyną lub Jamesowi. Lily popatrzyła zdziwiona na Syriusza.
- Co ty tu jeszcze robisz? - krzyknęła. - Biegnij za nią!
Syriuszowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Chwycił pierwszą-lepszą kanapkę, wepchnął ją do ust i pobiegł za Dorcas.

****
-Siedziałam na podłodze na wieży astronomicznej, po moich policzkach płynęły łzy. Ale jak to się rozstają? Przecież im nie wolno. I co teraz będą mieszkać pod jednym dachem ze swoimi kochankami?  Świetnie! A pomyśleli w tym całym absurdzie o mnie? Oparłam się o ścianę i zastanawiałam się, co teraz ze mną będzie. Mój chłopak, znaczy, jeśli jeszcze nim jest ma mnie głęboko w poważaniu , przyjaciółka zamknięta w umyśle dziecka i tacy rodzice, co jeszcze? Usłyszałam jakieś kroki. Zamarłam, moja ręka powędrowała do twarzy i otarła łzy. Na schodach pojawił się Syriusz. Bez zastanowienia podszedł do mnie i przytulił. Zesztywniałam na początku, lecz po chwili wtuliłam się w jego silne ramiona.  Kołysze mnie lekko aż się nie uspokoiłam. Może jednak nie ma mnie totalnie w dupie.
- Przepraszam – szepcze mi do ucha. – Powinienem Ci dać więcej czasu. Wiem, że byłe sukinsynem, ale tak bardzo chciałem wszystkim pokazać, że się zmieniłem, że taka dziewczyna jak ty zgodziła się ze mną być. Ja-ja pierwszy r-raz czuję coś takiego do dziewczyny. Boję się też, że ty nie odwzajemniasz moich uczuć, nie chcę Cię stracić kochanie. Te wszystkie słowa, które powiedziałem w czasie naszych kłótni to, dlatego by zagłuszyć ból, strach. Ja naprawdę… - po moich policzkach poleciały łzy, zatkałam mu palcem usta.
- Cii już się nie gniewam. Może faktycznie przesadziłam.
- Rozejm?
-Rozejm.
- To, co jedyna kobieto w moim życiu, zostaniesz ponownie moją dziewczyną. Obiecuję poczekać z ujawnieniem aż będziesz gotowa.
- Zostanę. – uśmiecham się do niego. - I wiesz… możemy się ujawnić. Nawet mam pomysł jak. Uniosłam kąciki ust w uśmiechu i nachyliłam się w jego stronie by opowiedzieć mu mój jakże genialny w każdym calu plan. Po wyjawieniu mu wszystkiego wpiłam się w jego usta łaknąc bliskości. On przyciąga mnie jeszcze bardziej do siebie, jeśli to było możliwe i zatopił się ponownie w moich ustach. Gdy już się od siebie oderwałyśmy wstał i podał mi rękę. Wstałam i skierowaliśmy się w stronę Pokoju Wspólnego. Weszła pierwsza i usiadłam obok moich znajomych, popatrzyli się na mnie, ale nic nie powiedzieli. Po chwili dołączył do nas Syriusz. Chłopcy pogrążyli się w rozmowie, Lily i Alice dyskutowały po cichu, a ja zapatrzyłam się w ogień. Po chwili Syriusz lekko podniósł głos by także mu go słyszałyśmy.
- Mam nową dziewczynę. – zaczął, a James posłał mu karcące spojrzenie. – Ma długie blond włosy, śliczne zielone oczy i ją znacie. – Popatrzyli się na niego niezrozumiale i zaczęli w myślach rozkminiać, kto jest tą ukochaną Syriusza. Trochę dałam im pogłówkować, ale chyba nadal nic nie przychodziło im do głowy. Hello , a może byście o mnie pomyśleli? Patrzę na nich z rozbawieniem i prawie zapominam o tym, co chcą zrobić moi rodzice. Podchodzę do Syriusza i ładuję się mu na kolana.
- I co wiecie już, kto to? – pyta się Syriusz. Lilka i Alice kręcą, głowa Remus spogląda na nas z jakimś smutkiem i zazdrością, chyba.
- Dorcas, to ty! – krzyczy uśmiechnięty James i podskakuje jakby miał owsiki w tyłku.
- Łał, ale długo Ci to zajęło! – śmieje się Syriusz, po czym chwyta mnie za rękę i ciągnie w stronę wyjścia z PW.
- Gdzie idziemy? – podążam za nim, śmiejąc się lekko.
- W magiczne miejsce. – odpowiada tajemniczo i ciągnie mnie na dwór, drżę lekko gdy moje ciało spotyka się z chłodnym powietrzem. Zauważa to i ściąga bluzę. Podaje mi ja i czeka aż ją ubiorę.
- Zmarzniesz. – mówię
- Nie, jak pozwolisz mi się przytulić do Ciebie. – uśmiecha się w ten swój sposób, na widok tego uśmiechu miękną mi nogi. Łapie mnie w tali i ciągnie dalej. Przystajemy przy wielkim dębie, na którym tyle razy siedziałam z nimi i Jamesem. Pomaga mi się tam wdrapać, po czym sam sadowi się obok mnie. – Patrz. – wskazuje ręką na najjaśniejszą gwiazdę na niebie. – Tamta gwiazda to Syriusz. – mruczy przytulając mnie do siebie mocno. Tak błogo jest siedzieć w jego ramionach, zapomnieć o wszystkich zmartwieniach, smutkach, oddać się w całości relaksowi. Opieram głowę o jego tors i przymykam oczy. Wiatr smaga lekko mą twarz, a ja odpływam w błogości chwili. Siedzimy milcząc, jest te milczenie nie jest wcale krępujące. Jest właściwe, daje nam cieszyć się swoją bliskością. Po jakimś czasie postanowiliśmy się zebrać do zamku. Zdążyliśmy idealnie, bo ledwie przekroczyliśmy próg u drzwi wejściowych za zakrętem usłyszeliśmy kroki woźnego. Rzuciliśmy sobie spojrzenie i sprintem pod obraz Grubej Damy. Dobiegliśmy i stanęliśmy przed obrazem. I tu zaczęły się coraz większe schody. Hasło zostało zmienione. No nie, czemu to się zdarza tylko nam? W końcu po chyba setnej próbie, w sumie to nie wiem po piątym pudle przestałam liczyć trafiliśmy. W salonie pożegnaliśmy się namiętnym całusem i rozeszliśmy się do naszych sypialni. W pokoju zaraz dopadły mnie Alice i Lily. Obydwie chciały wiedzieć jak najwięcej szczegółów. Wygodnie usadziłyśmy swoje szanowne cztery litery na moim łóżku i wyjęłyśmy nas zapas słodyczy.
- No to opowiadaj. – Alice patrzy na mnie figlarnie, a ja… postanawiam się z nimi troszkę pobawić.
- Nie mam, o czymmm. – celowo przeciągam ostatni wyraz. Patrzę na ich miny i wybucham głośnym śmiechem. Przez następną godzinę omawiam im mój związek z Syriuszem od samego początku.
- Dorcas, czemu nie chciałaś nam powiedzieć, nie ufasz nam? – Lilka patrzy się na mnie z ukosa.
- Ufam Wam… Po prostu przez całe życie mogłam liczyć tylko na siebie, wszystkie smutki wylewałam nianią, rzadziej Jamesowi. Nikt nigdy się mną nie interesował, tak jak Wami. Wbrew pozorom, które stwarzam jestem zamkniętą osobą. Nawet jak w Hogwarcie już coś się uda to… w domu znów byłam ignorowana.. – urywam ,bo czuję, ze zaraz się popłaczę, dziewczyny nic nie mówię, podchodzą tylko do mnie i przytulają mnie. Prawdziwe przyjaciółki, wiedzą, kiedy nie chcę już mówić. Po jakimś czasie każda z nas po kolei zawlokła się do łazienki. Gdy leżałam już w łóżku naszły mnie wspomnienia… Na początku byłam małą, słodką blondyneczką taką niewinną. Jednak, gdy miałam iść do Hogwartu stworzyłam maskę. Jest ona trwała, ale nie zawsze utrzymuje ciężar mojego życia. Sukcesywnie zmieniłam swój wizerunek, fryzurę, wypracowałam cięty język. W przeciągu roku stałam się wygadaną, pyskatą i przebojową Dorcas. O tej dawnej już nawet mój braciszek z wyboru nie pamięta. Kręcę się w łóżku, lecz nie potrafię zasnąć, za każdym zamknięciem oczu widzę moja przeszłość. Nasuwam na nogi kapcie i wkładam szlafrok, chwytam ciepły koc i kieruję się do PW. O tej porze nikogo w nim nie ma, a i ogień jeszcze nie dogasł. Lokuję się na kanapie i podciągam nogi pod brodę, zaciskam oczy, ale nic nadal nawet szczypta snu nie chce zawitać w moje powieki. Czuję jak coś, albo ktoś siada obok mnie i przytula mnie do siebie. Te perfumy, te ciepło, ten zapach, wraz z pojawieniem się jego, bo nie mam już wątpliwości, kto siedzi obok mnie wszystkie troski odpływają.
- Czemu nie śpisz? – słyszę jego szept tuż przy moim uchu. Pod wpływem jego oddechu na mojej skórze drżę lekko.
- Nie potrafię. A ty?
- Też nie umiem. Jestem chyba jeszcze za bardzo oszołomiony tym całym szczęściem. Tym, że w końcu jesteś moja. – wyznaje. Siedzimy i rozmawiamy, spędzamy razem czas. Zasypiam wtulona w jego ramiona.

****
Rano budzę się w swoim łóżku, nie pamiętam jak się tutaj znalazłam. Na stoliku leży kartka.

Zasnęłaś, nie miałem serca Cię budzić. Przyniosłem Cię tutaj, mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe.
Twój Syriusz
Ps. Słodko wyglądasz, gdy śpisz

Śmieję się cicho i wygrzebuje z łóżka. On jest taki kochany. Udaję się do łazienki by się odświeżyć, pomalować i ubrać. Wypicowana budzę dziewczyny. Razem z Lily schodzimy do WS na śniadanie, Alice popędziła do Franka. Po drodze zaczepia nas niejakie John Carter. Wysoki, umięśniony blondyn z Hufflepuff.
- Lily Evans, tak? – zwrócił się do rudej.
- Tak, a ty?
- John Carter. Mam do Cb sprawę Lily. Widzisz musze zaliczyć eliksiry u Slughorna, a jakoś nie umiem sobie ich wbić do głowy. Bardzo mi zależy, a ty jesteś najlepsza z ich. Udzieliłabyś mi korepetycji? – nie mogłam uwierzyć własnym uszą. Przecież chyba każdy w tej szkole, wie , że Lily jest Rogacza i nie startuje do niej. A ten elegancik i puchon w jednym ewidentnie z nią flirtuje.

- No dobra. – Lily uśmiecha się i ciągnie mnie w kierunku WS.

Dorcas

czwartek, 6 lutego 2014

Rozdział VII " Każdy sie zmienił. Czy na lepsze? "

Tak wiemy jesteśmy złe i okropne , że dopiero teraz wstawiamy rozdział ale... ( Uwaga teraz seria wymówek) Po pierwsze 2 klasa gimnazjum to nie przelewki
                  Po drugie mamy także swoje prywatne życie
                  Po trzecie mamy też inne blogi
                  I po czwarte jak każdy człowiek czasami mamy lenia
Co do rozdziału, ani ja ani Evangelina niezbyt dobrze czujemy sie w tym paringu każda z nas woli jeden z tych pozostałych. Ale myślę, że jakoś sb poradziłyśmy co?
Dedykacja dla Panny Zgredkowej :D

Paulla K i Evangelina :D
**********


Imagine Dragons - Demons
Siedziałam otępiała na łóżku i wpatrywałam się w przestrzeń. Za sobą miałam parę godziny płaczu. Zresztą Alicja i Dorcas były w podobnym stanie. Jakoś nie mogłyśmy uwierzyć w to co się stało. To było tak... nieprawdopodobne, niemożliwe. Ministerstwo przeszukało Hogsmend i tereny wokół Hogwartu i nigdzie nie znaleźli śladów Śmierciożerców. A pewne było, że któryś z nich zaatakował Ann.
- Myślicie, że ona przeżyje? - zapytała Dorcas. Wstałam, podeszłam do niej i się przytuliłyśmy.
- Napewno - odpowiedziałam.
- Dorcas, mówimy tu o Ann. Naszej Ann - dołączyła do nas Alicja. - Jest silna i nie da się tak łatwo.
- Cały dzisiejszy dzień był beznadziejny - mruknęła panna Meadows.
- Najgorszy w całym moim życiu - dodałam.
- Jak dzień mógł się tak spieprzyć? Najpierw morderstwo, później albo wcześniej ty, Dorcas, i Syriusz się kłócicie, potem akcja zazdrości Remusa i Ann, ten wypadek. Może być jeszcze gorzej? - wyrzuciła z siebie Alicja.
- W sumie to  stało się przez dwa dni - zauważyłam. Wstałam i podeszłam do naszego ukrytego barku (czytaj: szafka w łazience). Wyczarowałam kieliszki i nalałam nam czerwonego wina, które wzięłam. - Na trzeźwo nie zasnę - napiłam się. Dziewczyny kiwnęły twierdząco i również się napiły.
- Ja pierdolę! - wszedł z głośnym trzaskiem Syriusz. No, pięknie. Rozwalił nam drzwi. Na szczęście za nim wszedł James i jednym ruchem różdżki je naprawił.
- Łapo, spokojnie - powiedział i usiadł obok przyjaciela. - Nie chcemy chyba, żebyś rozwalił dziewczynom dormitorium. A jak masz taką potrzebę to idź do naszego.
- Co się stało? - zapytała Dorcas.
- I co robilicie tyle czasu? - dodałam.
- Nie bój się, nie zdradza cię - warknął Syriusz.
- Stary, przesadzasz - upominiał go Rogacz.
- Idź, może twoja dziewczyna cię pocieszy - odwarknęła Dor. - Chyba, że ci się już znudziła.
- To to chyba wiesz najlepiej - syknął. Co się dzisiaj dzieje?
- Macie i się zamknijcie! - krzyknęłam nalewając im wino. - Jak ktoś ma problem to niech stąd spieprza!
- Współczuję ci, James - mruknął Syriusz.
- Black! - warknęłam. - A teraz mówcie co się stało, zanim bardziej się pokłócimy.
- McGonagall kazała nam iść do dyrektora i powiedzieć, co się stało. Byliśmy tam, później na boisku i pokazywaliśmy jak to się stało. A potem krążyliśmy wokół Hogwartu i szukaliśmy sprawcy - streścił James.
- A gdzie Remus? - zapytała prawie szeptem Dorcas.
- U Ann - odpowiedział Syriusz. - Nie chce odstąpić jej na krok.
- A ty o co się wkurzałeś? - zapytała ostrożnie Alicja.
- O wszystko. Że to spotkało Ann; że dzisiejszy i wczorajszy dzień w ogóle miały miejsce; że nikt nic nie robi w jej sprawie - wyrzucił z siebie. - Ale, do jasnej cholery, oni od tego są!
- Uspokój się, Syriusz - powiedziała łagodnie Dorcas i podeszła, żeby go przytulić. Przyciągnął  ją do siebie jeszcze bardziej i opatulił  twarz  jej blond włosami. Ślicznie razem wyglądają.
Puk puk.
- Kto tam? - zawołała Alicja. W drzwiach ukazał się Frank Longbottom.
- Hej, mogę?
- Jasne - Alicja do niego podeszła i oparła głowę o jego tors, a on po chwili opatulił rękami jej ciało. . W ułamku sekundy James znalazł się na jej poprzednim miejscu, a ja w jego objęciach.
- Słyszałem o Ann - powiedział Frank i poprowadził Alicję na jej łóżko. Usiedli, a ona zaczęła cichutko łkać. - Będzie dobrze - pogłaskał ją po głowie. - I mam wieści od McGonagall.
Na to ostatnie zdanie wszyscy się poderwaliśmy. Ma wieści od McGonagall? Smutne czy przeciwnie? Czemu ona nie przeszła i nam nie powiedziała?!
- Ann nie zagraża utrata życia, ale stan jest ciężki. Nie jest pewne, za ile dni się obudzi, ale jeśli nie nastąpi to do tygodnia, przenoszą ją do Munga.
- Nie wytrzymam - wyszeptałam, czując jak w moich oczach zbierają się łzy. Poderwałam się i pobiegłam do łazienki. Zamknęłam się na klucz. Zjechałam w dół, kucając. Rozpłakałam się. Z bezsilności. Nic nie mogą zrobić, czy coś? Jakiś eliksir lub zaklęcie powinno załatwić sprawę. I jeszcze mogą ją przenieść do Munga. I kogo niby zawiadomią? Ona nie ma nikogo oprócz nas. Nikogo.
- Lily, do jasnej cholery, otwórz te drzwi! - wydarł się Syriusz waląc z całej siły w drzwi. Podniosłam się, podeszłam do umywalki i obmyłam twarz. Spojrzałam w lustro. Wyglądałam koszmarnie.
- Czego? - warknęłam otwierając drzwi.
- Spokojnie i weź wyjdź - powiedział Łapa. Wyszłam z łazienki, zatrzaskując za sobą drzwi. Podeszłam do swojego łóżka i się na nim położyłam. Opatuliłam się szczelnie kołdrą i wtuliłam twarz w poduszkę.
- Lily, przecież wszyscy się martwimy - powiedziała z troską w głosie Dorcas. - Wiem, wiem. Jednak... coś mi nie daje spokoju - odparłam. - A najgorsze jest to, że nie wiem co.
- Więc, jako twoja przyjaciółka, muszę się dowiedzieć co - Dorcas siliła się na poważny ton, ale, no cóż, średnio jej to wychodziło. Podeszła do mojego łóżka i na mnie skoczyła. - Rusz swój zacny tyłek i gadaj, co cię dręczy, bo...
- Bo...? - wychyliłam głowę spod kołdry.
- Legillimencja albo tortury.
- Jasne, jasne - zrzuciłam z siebie kołdrę. - Idę do Ann i Remusa. On potrzebuje wsparcia.
- Idziemy z tobą - powiedział James.
- Nie. Spotkacie się później - powstrzymałam go gestem ręki, kiedy chciał zaprotestować. - Primo, jestem dla niego jak siostra, secundo, potrzebuje pogadać z dziewczyną...
- Ej! To mój tekst!
Wyszłam z Wieży i od razu poszłam do Skrzydła Szpitalnego. Jak kogoś spotkam to trudno. Jeden szlaban - nic takiego. Nie? Usłyszałam za sobą kroki. Napewno nie należały one do dziewczyny. Jakiś chłopak za mną idzie. Do wyboru mam:
a) James;
b) Filch;
c) jakiś Ślizgon;
d) jakąś fanka Jamesa, która chce mnie zabić.
Wiadomo jaka odpowiedź byłaby dla mnie najmilsza.
- Muszę cię przeprosić - usłyszałam cichy męski głos.
- Spoko, rozumiem cię - odpowiedziałam.
- Jak myślisz kto to zrobił? - zapytał Syriusz, zrównując się ze mną.
- Nie wiem - spuściłam głowę. - Najgorsze jest to wrażenie, że to ktoś komu ufamy.
- To to cię tak dręczy?
- Chyba tak. Przez chwilę szliśmy w milczeniu.
- Cieszę się, że jesteś z Rogaczem. On jest super facetem.
- Wiem - uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Czy to nie zabrzmiało dziwnie? - zapytał lekko zażenowany. - Jakbym był dziewczyną, która życzy tej jedynej swojego ukochanego szczęścia.
- No, to było dziwne - przyznałam. Wybuchnął śmiechem. Był tak zaraźliwy, że sama też zaczęłam się śmiać. Zauważyłam jakiś cień na końcu korytarza. Dziwnie przygarbiony. "Filch!" Momentalnie ucichłam i wepchnęłam Łapę do pierwszego pomieszczenia, które zobaczyłam. Schowek na miotły. Fantastycznie, normalnie bosko.
- Lily, co ty robisz? - zapytał zdziwiony.
- Cii - syknęłam i przyłożyła ucho do drzwi.
- Przebrzydłe bachory! Po nocy się szwędać! Gdybym ja tu dawał kary to by się nauczyli! Popowieszałbym ich za kostki do sufitu! - usłyszałam głos woźnego.
- Ja rozumiem, że jestem przystojny, ale nie gustuję w ru...
- Mógłbyś się zamknąć? - syknęłam i zatkałam mu ręką usta. Usłyszałam, że Filch już poszedł. Odetchnęłam z ulgą.
- A poza tym, jesteś dziewczyną mojego najlepszego przyjaciela - dokończył Łapa.
Westchnęłam.
- Tak, bo to nie ma nic wspólnego, że szedł tędy Filch - wytłumaczyłam sarkastycznie. - Chciałam cię zaciągnąć do ciemnego miejsca i zgwałcić.
- Skąd ty bierzesz takie teksty?
- Nie słyszałeś swojej najnowszej przepowiedni? - udałam teatralnie zdziwioną. - Rudzielec cię zgwałci - powiedziałam udając Trealawney. - Nie byłam to ja więc się bój!
- Trzeba ograniczyć twoje kontakty z Dorcas.
Wyszłam ze schowka, a Syriusz za mną. Przyspieszyłam kroku. Trzeba skrócić drogę do SS, bo z Łapą nie da się normalnie pogadać.
- Muszę cię o coś zapytać - odezwałam się.
- Mam się bać? - włożył ręce do kieszeni i przyglądał mi się badawczo.
- Nooo, więc... - próbowałam zebrać jakoś słowa. Okey, walę prosto z mostu. - Co jest pomiędzy tobą a Dorcas?
- Jakieś kilka pięter - mruknął z sarkazmem. - A co? Już się stęskniłaś?
- Zwariuję.
- Nie będę jedyny!
- Ale ja się pytam na poważnie!
- Normalnie zaraz mi przyłożysz - zaśmiał się. Widząc moje spojrzenie ucichł i spuścił wzrok na swoje buty.
- Dobrze wiesz, że ktoś z tobą pogada na ten temat.
- Nie ma o czym.
Wywróciłam oczami. Jasne, nie ma o czym. Jak chcę o tym pogadać z Dor to albo udaje, że nie słyszy, albo wykręca się jakimiś zajęciami. Z Syriuszem są siebie warci, naprawdę.
- Chodzicie ze sobą?
- Co?! Nie.
- Teraz tak szczerze: czujesz coś do niej?
- O, patrz, już jesteśmy.
Rzeczywiście, byliśmy już pod drzwiami. Cholerne huncwockie szczęście. No cóż, jak już się bawię w terapeutkę to w środku czeka kolejny pacjent. I jak znając Huncwotów to ten też nie będzie zbyt rozmowny.
- Panu Łapie już dziękujemy. Do widzenia.
Weszłam do środka, zatrzaskując Syriuszowi drzwi przed nosem. Głęboki wdech i wydech. Ta rozmowa nie będzie ciekawa. Cicho podeszłam do łóżka, na którym leżała Ann.
Była w opłakanym stanie. Jej skóra przypominała pościel, którą była zakryta. Widać było jeszcze kilka ran po wypadku. Oddychała. Ale bardzo niewyraźnie. Jej pierś minimalnie się unosiła i opadała. Remus siedział przy niej i trzymał ją za rękę. Chyba się zdrzemnął. Nie będę go budzić - dla niego też był to trudny dzień. Możliwe, że bardziej niż dla nas. Oni sobie jeszcze wszystkiego nie wyjaśnili. Usiadłam na łóżku obok. Nie mogłam sobie wyobrazić, że Ann się nie obudzi. Remus się załamie, z Syriuszem nie będzie dało się wytrzymać, ja z Dorcas i Alicją zwariujemy, a zaraz po nas James, który próbowałby nas uspokajać. Cały świat stanie na głowie.
Już musisz zakładać najgroźniejszy scenariusz.
Nie chcę nawet myśleć, że coś takiego miałoby się stać.
To nie myśl!
Westchnęłam cicho.
- Kto tu jest? - zapytał Remus.
- To ja, Lily.
- Aha.
Oparł się o oparcie krzesła i odchylił głowę do tyłu. Przetarł oczy i na mnie spojrzał.
- Jak się trzymasz? - zapytałam.
- Jest koszmarnie - mruknął. - Pomfrey cały czas biega tutaj i jej coś daje, ale ja nie widzę efektów.
- Napewno jakieś są! Po prostu potrzebuje czasu.
- A słyszałaś...
- Że ma tydzień, żeby się obudzić, bo przeniosą ją do Munga? - skinął głową. - Słyszałam.
- Że też musiało się to stać.
- To co, zrzucamy Łapę z mostu? - uniósł pytająco brew, a na jego twarzy pojawił się nikły uśmiech.
- A tobie czym podpadł?
- Żyje i to wystarczy.
*****
Najbliższe trzy dni wyglądały tak samo. Pobudka, śniadanie, odwiedziny, lekcje, obiad, odwiedziny, sen. Popołudnia spędzaliśmy przy łóżku Ann. Ma jeszcze cztery dni, żeby się obudzić. Albo tylko cztery.
- Myślicie, że się jej poprawiło? - zapytał Syriusz, kiedy trzeciego dnia szliśmy do Ann.
- Zawsze jest nadzieja - odpowiedziała Dorcas.
- Mówią, że nadzieja matką głupich - mruknął Łapa.
- Ponurak - rzuciłam.
- Właśnie na niego patrzę - powiedział patrząc, oczywiście na mnie.
- No chyba nie - zaśmiał się James. - Jako piesek bardzo przypominasz ponuraka. Syriusz zrobił obrażoną minę.
- Ponułapcia - zaśmiała się Dorcas. Dołączyliśmy do niej, nawet Łapa.
Doszliśmy już do Skrzydła Szpitalnego. Ktoś stał pod drzwiami. To Remus. Kiedy tylko nas zauważył, podbiegł.
- Ann się poruszyła - wyjaśnił.

***


Ann się poruszyła! Nie umieliśmy uwierzyć w swoją radość. Skoro się poruszyła to znaczy, że już jest lepiej, może nie przeniosą ją do Munga.
Morze jest szerokie i głębokie, a w morzu mieszka ryba, która się nazywa chyba.
Nie no , znów ty?
Tak ja, a masz z tym jakiś problem.
Nie skąd.
Grozisz mi?
Och zamknij dziób.
Wszyscy weszliśmy do SS, od razu zobaczyliśmy krzątającą się przy Ann madam Pomfrey.
- Wybudziła się? – Zapytała Lily
- Niestety nie, jest jeszcze za słaba i muszę ją podtrzymywać w śpiączce. – Wytłumaczyła pielęgniarka, po czym wyrzuciła nas z SS. Zrezygnowani powlekliśmy się każdy w swoją stronę. Pobiegłem za Liluś , która zmierzała na błonie.
-Liluś! Kochanie! Poczekaj! – Krzyknąłem wybiegając za nią.
- Daj mi spokój Potter! – Warknęła  , popatrzyłem na nią zdezorientowany, ale jej już nie było. Powlokłem się do PW, nie było tam nikogo z moich znajomych. Gdzie ich wywiało? Powłóczając nogę za nogą skierowałem się ku mojemu i Huncowtów Dormitorium. Już chciałem wejść do środka lecz usłyszałem czyjeś krzyki.

"Rozszyfruj mnie, 
zdemaskuj blef
 nie dowierzając unieś swą brew. 
Podejdź i sprawdź,  co w rękach mam. 
Zburz jednym ruchem jak domek z kart. 
Starasz się zasnąć,  z
anim zrobi się znów jasno.
 Wciąż wierzysz, że przejrzałaś mnie, 
a patrząc z bliska widzisz najmniej."
( Igor Herbut - Wkręceni "Nie ufaj mi"

- Czemu ty myślisz tylko o sobie Syriuszu? Co? Jesteś pieprzonym narcyzem! – Krzyczała jakaś dziewczyna. Zaraz , nie jakaś dziewczyna tylko Dorcas. Nie będę wchodzić tylko zostanę tutaj i posłucham. O co jej chodzi?
- Ja? Ja jestem narcyzem? A niby, czemu? Mylisz się, jeśli myślisz, że nie myślę o tym, co mi powiedziałaś wtedy. A może to był zakład, co? Wygrałaś i teraz musisz jakoś widowiskowo to zakończyć. –Syriusz krzyczał, po pomieszczeniu rozległ się szloch. Dorcas płakała, co ten dupek jej zrobił, że przez niego płacze.
- Jaki zakład? Popieprzyło Cię do reszty? Uroiłeś sobie coś w tym zakutym łbie. Chciałam tylko byś dał mi czas, byś pokazał, że nie traktujesz mnie tak jak te inne dziewczyny. Jak bym się czuła gdyby wszyscy o nas wiedzieli, a potem byś mnie zostawił.  Stałabym się pośmiewiskiem całej szkoły. Ale nie Pan Wielki Syriusz Black musi postawić na swoim. Musi być tak, jak pożal się Merlinie Casanowa Hogwartu sobie zażyczy!  - Ale, że co. To oni byli razem. To ona jest tą jego dziewczyną? A ja wtedy się spytałem jego, czy mu dziewczyna nie dogadza. Jaki ze mnie frajer. Musiałem tym stwierdzeniem zranić Dori. Położyłem rękę na klamce po czym cofnąłem ją gwałtownie, chyba jeszcze tu zostanę.
- Mnie, mnie popieprzyło? Pomyśl dziewczyno, o co ty robisz afere! Zmieniłem się dla Ciebie, a tobie jeszcze mało. Wszczynasz jakieś bezsensowne kłótnie. Czy Ci w ogóle zależy? – Łapa krzyczał, lecz już nie słyszałem szlochu Dorcas. Obiecywał, że ją nie skrzywdzi. Obiecywał! I gówno z tego wyszło! Niech ja się tylko z nim policzę.
-Czy mi zależy Syriuszu? Naprawdę jesteś aż tak ślepy by tego nie widzieć? A tobie zależy? – Jej głos był lodowaty, tnął powietrze jak brzytwa.
- Oczywiście, że zależy! – Odpowiedział Łapa i znów usłyszałem szloch Dori.
- Naprawdę, gdyby Ci zależało to uszanowałbyś, że chce Ci całkowicie zaufać, że chcę mieć pewność, że nie jestem tylko trofeum do zdobycia.
- Ty… - Nie wytrzymałem i wszedłem do środka, obydwoje umilkli, a Dorcas zerwała się z połogi pod ścianą gdzie siedziała. Wypadła z pokoju i pobiegła do damskiego dormitorium. Syriusz za to walnął pięścią w ścianę, zabrał miotłę i także wyszedł. Nie wiedziałem czy mam wyjść za którymś kol wiek, jednak zostałem w pokoju. Czyli Dorcas kocha Syriusza, a on kocha ją. I byli parą, tylko ona chciała mieć pewność, że ją nie zostawi i nie zdradzi, a on nie zrozumiał tego. Podszedłem do jego stolika nocnego i go otworzyłem. Leżało tam zdjęcie Dorcas. Cóż nie było by to dziwne gdyby nie było to zdjęcie z mojego albumu.








***
- Dorcas! Musimy pogadać! – wpadłem do damskiego dormitorium. Od Dorcas prędzej coś wyciągnę niż od Syriusza.
- Cii, śpi! – wyszeptała Lily, dopiero teraz ją zauważyłem. – Wpadła tutaj jak huragan, mówiąc a raczej krzycząc cytuje” Black to jest skończony dupek!” i jeszcze parę innych epitetów, które nie powtórzę z uwagi na ich wulgarność i w obawie o twoje zdrowie psychiczne. – Powiedziała na jednym tchu, po czym z zainteresowaniem zaczęła oglądać swoje paznokcie. – Przepraszam. Nie powinnam tak wybuchać. Ale ja już nie daję rady. Najpierw kłótnia Ann i Remusa, potem ten jej wypadek. Dorcas i Syriusz, najpierw było dziwnie, potem coś się zaczęło chyba układać między nimi i znów się kłócą, warczą na siebie. Do tego dochodzi dziwne zachowanie Petera. Nie wytrzymuje już! Wszyscy się zmienili, nie koniecznie na dobre. Tobie akurat to wyszło na dobre, Syriusz też się zmienił na lepsze. Ann stała się bardziej zamknięta w sobie, ale to zrozumiałe, bo w końcu jej rodzice i Tom. A Dorcas … mam wrażanie, że ona się od nas po prostu odsuwa. Nie spędzamy już tyle czasu razem, nie chce chodzić z nami do Hogsmend, jak idzie to musicie wy iść z nami. Może już się nie chce z nami przyjaźnić. – Podszedłem do niej i przytuliłem. Staliśmy tak w ciszy przytulając się do siebie. Lecz ta cisza była taka naturalna, nie było w niej nic krępującego. Było nam dobrze w swoim towarzystwie.
- Widzisz z Dori to nie jest tak jak myślisz. Ona w życiu dużo wycierpiała, jej rodzice nie są śmierciożercami, ale w pełni popierają Voldemorta. Choć tak nie wygląda to życie nigdy jej jakoś specjalnie nie rozpieszczało. Ale nie mówimy już o niej. – Powiedziałem i wpiłem się w słodkie usta mojej dziewczyny. Usiedliśmy na łóżku, ona się do mnie przytulała, a ja głaskałem ją po włosach – Chodź, idziemy na obiad, a po nim zajdziemy do Ann. – Obudziliśmy Dori i razem poszliśmy do Wielkiej Sali na obiad. Gdy wszyscy zasiedli do stołu wstał profesor Dumbledor i podszedł do mówinicy.
- Moi kochani nie chcę przedłużać, więc powiem krótko i na temat. W Święto duchów organizowany jest bal. Obowiązkowe stroje balowe. Panowie proszą panie, a teraz wcinajcie.  - Na stołach pojawiło się jedzenie. My, panowie zajęliśmy się napełnianiem naszych brzuchów, a panie rozmawiały o balu, sukniach i innych tego typu pierdołach. Za to Dorcas i Syriusz siedzieli naprzeciwko siebie i wgapiali się w talerze. Blondie nic nie tknęła. Po posiłku udaliśmy się całą grupą do Ann. Siedzieliśmy przy jej łóżku każdy zatopiony we własnych myślach. Tuliłem do siebie Lily i rozmyślałem nad kłótnia, której chcąc czy nie chcąc byłem świadkiem. Na łóżku coś się poruszyło, 5 par oczu wpatrywało się w leżącą na łóżku dziewczynę.
- Pani Pomfrey! – Zawołał Remus. Ann zaczęła kaszleć i po chwili lekko uchyliła oczy.

-Gdzie Tom i rodzice?


Jilly




Popularne posty

Obserwatorzy