sobota, 22 marca 2014

Miniaturka urodzinowa dla Pauliny


Miniaturka urodzinowa dla Pauliny

Jeszcze raz wszystkiego najlepszego Paulino! Zdrowia, szczęścia, dobrych ocen, wymarzonego chłopaka (żeby był jak twój ulubiony bohater z książki). A, i chyba najważniejsze, BILETU NA "KOSOGŁOSA"!
Tutaj taki skromny prezent. Mieszkamy od siebie troszkę daleko, więc jest on tutaj. Dedyk wiadomo dla kogo ;*

*****

Nazywam się Dorcas Meadows. Skończyłam Hogwart pięć lat temu, teraz pracuję w Ministerstwie Magii jako szefowa Departamentu Tajemnic. Szybko to wszystko poszło. Sukces w szkole, sukces w pracy.
Ale, jak można to przewidzieć, nie w miłości.
Jeden drań mnie potraktował okropnie, pomimo że byliśmy szczęśliwi. Chyba mieliśmy inne definicje słowa "szczęście". Ja pragnęłam czegoś prawdziwego, mężczyzny, który mnie zrozumie, będzie kochał, przytuli, pocałuje, będzie. Natomiast on... ładna laska przy boku, tylko to się liczy. Zakochałam się w tym draniu, co było do przewidzenia. Jaka kobieta by go nie pokochała? Na początku był kochany, jak się o mnie starał, prosił o chodzenie, obserwował byle faceta, który się do mnie zbliżył z miną mordercy. Wtedy myślałam, że coś do mnie czuje. Oczywiście, poza pożądaniem.

I wanna be blown away
I wanna be swept off my feet
I wanna meet the one who makes it hard for me to breathe
I wanna be lost in love
I wanna be your dream come true
I wanna be scared of how strong I feel for you
Just call me beautiful, Call me beautiful Call me beautiful, Call me b-e-a- utiful
( Megan Nicole - "B-e-a-utiful")

Jaka ja byłam głupia! Wszystko bym dla niego zrobiła, absolutnie WSZYSTKO. Sądziłam, że działa to też w drugą stronę. I znowu się zawiodłam.
Było do w ostatni dzień naszej nauki. Wybraliśmy się na spacer do naszego miejsca. Tam zaczęliśmy ze sobą normalnie rozmawiać, chodzić, pierwszy raz się pocałowaliśmy. Do tej listy mogę dopisać dwie rzeczy:
1. wyznałam mu miłość, a on miał to gdzieś i odszedł,
2. teoretycznie skończyliśmy być ze sobą.
A tyle osób mnie przed nim ostrzegało. Nawet nasi przyjaciele. Nie chodziło o to, że on był gorszy, czy zły. Nie chcieli, żebym cierpiała. Chcieli utrzymać naszą paczkę po zakończeniu szkoły. Cała moja rodzina się ode mnie odwróciła, zostali mi tylko przyjaciele. Nie mogłam jednak pozwolić na to, żeby się podzielili na drużynę moją i jego.
Pozbierałam się dzięki komuś, kogo nigdy bym nie podejrzewała o pomoc. W ramach "terapii" spotykałam się z innymi mężczyznami. W każdym doszukiwałam się jego cech, jakiegoś podobieństwa. Za każdym razem się zawodziłam.
Ale on był inny. Może dlatego, że tak bardzo mi go przypominał. W końcu byli braćmi. Może nie byli swoimi kopiami, ale... Nie potrafię sobie tego sensownie wytłumaczyć. Jestem zbyt słaba. Nie mogę się pogodzić, że mnie zostawił, a jego brat mi go zastępuje. To nie fair z mojej strony, wiem. Wykorzystuję go, a to jest złe. Nic jednak nie sprawi, że się zmienię, a ja wciąż jestem tą egoistką.

I've tried so hard to tell myself that you're gone,
But though you're still with me,
I've been alone all along...
(Evanescence - "My Immortal"

Dlatego jestem taka zdziwiona, że widzę go w swoim biurze. Co prawda, wiedziałam, że wraca do kraju, ale nie spodziewałam się go tutaj, u mnie.
"Przyszedł do ciebie."
Myśli, która do mnie trafiła jest zła. Przynajmniej powinna taka być. On nigdy dla mnie niczego nie zrobił. Moje ciało jest tego samego zdania, co mózg. Serce przyspiesza kilkakrotnie, krew mi huczy w uszach, a oczy dokładnie go obserwują.
Zmienił się. Czarne włosy i oczy tego samego koloru pozostały niezmienne, ale tylko one. Rysy twarzy się zmieniły, teraz wygląda jak mężczyzna. Widzę doskonałą muskulaturę czarnowłosego. Czekaj, wróć! Nie doskonałą... jest na czym oko zawiesić, ale... Skończ!
- Syriusz - mruczę. Zamykam za sobą drzwi, obechodzę biurko i siadam na swoim fotelu. Z teczki wyciagam dokumenty i zaczynam je oglądać.
- Witaj Dorcas - mówi radośnie. Wiem, że szeroko się uśmiecha. A ten uśmiech... taki uroczy... Miałam skończyć!
- Co cię tutaj sprowadza? - pytam, nie odrywając wzroku znad papierów.
"Właśnie, co cię sprowadza? Przypomniałeś sobie o dziewczynie, która wyznała ci miłość, a ty potraktowałeś ją jak skończony idiota? Przecież ładny lasek jest dużo na świecie. W końcu, co tydzień, gazety robiły ci zdjęcia z inną!"
Sądzę, że mam poważne rozdwojenie jaźni. Jedna część mojego mózgu (serca) chce do niego wrócić, korzystać póki może. A druga chce się zemścić za te wszystkie lata cierpienia. Chwila, chwila. To nie części mózgu, tylko serca! Przecież to jest ta najgorsza część naszego ciała i umysłu. Przez nią cierpimy, bo ona kieruje nas do niewłaściwych osób.
- Ty - odpowiada. Staram się nie dać po sobie znać, że na mnie to zadziałało. Prawda jednak jest bolesna.
- Chciałeś mnie zobaczyć? Jak miło - mruczę z sarkazmem. Podpisuję jakiś papier, odsyłam go do sekretarki i czytam dalsze.
- Tak. Chciałbym do ciebie wrócić.
Wypuszczam kartki z rąk. Nie wiem, co mnie bardziej zaskoczyło: treść czy jego bezczelność. Po chwili zastanowienia stwierdzam, że jednak to drugie.
- Wyjdź - rozkazuję. W końcu podnoszę wzrok znad dokumentów. Twarz Syriusza jest obojętna. Nie wiem, czy była taka przez cały czas, czy dopiero teraz się zmieniła. To bez znaczenia. Nie chcę go widzieć.
- Słucham?
- Wyjdź. Teraz - mówię stanowczo.
- Dorcas, kiedy ostatnio się widzieliśmy wyznałaś mi miłość. I co, to uczucie nagle wyparowało? Ja wiem, że źle się zachowałem wtedy, gdy odszedłem i się nie odzywałem. Po prostu... Nie jest przyzwyczajony do mówienia o uczuciach.
- Wyjdź - powtarzam po raz kolejny. Czuję jak oczy mnie pieką, a w gardle mam gulę. - Wyjdź i nie wracaj! Przez cały ten czas żałowałam, że ci to powiedziałam. Myślałam, że to było coś złego. Źle to rozumiałam. Ty jesteś Wielki Casanova i nikt inny! Zawsze taki byłeś. Co noc wylewałam hektolitry łez i przez kogo? Jakiegoś zadufanego w sobie dupka. Nie żałuję tamtego czas, ale teraz zjawiasz się w moim życiu, kiedy wszystko sobie poukładałam. Niszczysz mi życie, niszczysz mnie.
Patrzę jak wstaje i wychodzi. Po paru minutach wybucham płaczem. Wystarczyła chwila w jego obecności. Jedna, jedyna chwila.
"Muszę się uspokoić i zapomnieć."
Łatwo mówić (myśleć?), trudniej zrobić. Skupiam się na pracy, a Syriusz schodzi na dalszy plan.
Koło godzin dwudziestej przychodzi po mnie Regulus i idziemy na kolację. Staram się nie myśleć o drugiej połowie rodzeństwa Black, ale to nie wychodzi. Głównie dlatego, że Regulus mówi o powrocie swojego brata. Jest szczęśliwy, bo długo się nie widzieli.
Punktualnie o dwudziestej drugiej wracam do domu. Torebkę kładę na komodzie w korytarzu i kieruję się do kuchni. Zaparzam sobie herbatę i szukam jakiś środków na uspokojenie. W tym momencie słyszę dzwonek do drzwi. Idę, żeby sprawdzić kto to.

Lord knows I’ve failed you time and again,
But you and me we’re all right
(One Republic - "All we are"

Nie wiem, czy mogę powiedzieć, że spodziewałam się tu Syriusza. Z jednej strony chciałam, ale też nie chciałam. Dodatkowo jakaś część mnie czuła, że tak się stanie.
- Masz rację - bełkocze. - Jestem durniem, idiotą, draniem, debilem, narcyzem i... w sumie brakuje mi już wyzwisk. Powinienem ci to powiedzieć te pięć lat temu, a teraz może już być za późno. Wiem, że jesteś z Regulusem, kochasz go i nie chcę niszczyć tego.
- Syriusz, jesteś pijany!
- Tak, wątpię, żebym na trzeźwo to powiedział. Zniszczyłem ci życie. Nie tylko tobie, bo sobie też. W każdej kobiecie szukałem ciebie. Cech wyglądu czy charakteru. Nikogo takiego nie znalazłem. Wtedy zrozumiałem, że to ty jesteś tą jedyną. Kocham cię Dorcas i powinienem to powiedzieć już dawno. Wcześniej niż ty mi wyznałaś swoje uczucia.
Odwraca się i chwiejnym krokiem schodzi po schodach. Zamykam drzwi, zsuwam się po nich i kucam. Ponownie płaczę. Nie mogę w to uwierzyć. On mnie kocha. On. Mnie. Kocha. Muszę parę razy to powtórzyć. Nie chcę, żeby mi się to zdawało lub przyśniło.
Chwytam kurtkę i zarzucam ją na ramiona. Wybiegam z budynku. Widzę oddalajacą się postać mojego ukochanego.
- Syriusz!

*****

You're the one thing I got right
The only one I let inside
Now I can breathe, 'cause you're here with me
(Avril Lavinge - "I will be")

Patrzę na swoje odbicie w lustrze. Blondwłosa kobieta o zielonych oczach, ubrana w białą suknię. Wygląda niezwykle w tym magicznym dniu. Obracam się wokół własnej osi. Nie mogę uwierzyć, że ten dzień nastąpił.
Do moich drzwi puka Regulus. Nadal jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, na szczęścia ta miłość była tylko braterska. Teraz mój przyjaciel zastępuje mi część rodziny. Zamiast ojca zaprowadzi mnie do ołtarza.
- Gotowa? - pyta.
- Jasne - odpowiadam.
Idę do drzwi, będąc już przy nich jeszcze raz patrzę na pokój. To tu zamieszka to małe stworzonko, które aktualnie siedzi w moim brzuchu.
Biorę głęboki wdech i wychodzę z pokoju. Regulus prowadzi mnie na zewnątrz, gdzie ma odbyć się ceremonia. Wchodzimy do namiotu, a ja patrzę na niego. Mój narzeczony, przyszły mąż, ojciec mojego dziecka. Mój Syriusz. Uśmiecha się szeroko, a ja odpowiadam mu tym samym. Serce jednak podejmuje dobre decyzje, nawet gdy musimy cierpieć. W końcu szczęście się do nas uśmiecha, tak jak mój ukochany.
Nazywam się Dorcas Black. W końcu jestem z moją miłością. Mam prawdziwą rodzinę. Jestem szczęśliwa.

piątek, 21 marca 2014

Rozdział VIII " Nie chcę Cię stracić... kochanie "

Hej kochani! Witamy po przerwie. Przyznam się za taką zwłokę odpowiadam ja Paulla K, niestety moja weny uciekła sobie i nie chciała wrócić. Mam nadzieję, że rozdział Wam się podoba!  Zapraszamy do komentowania i obserwowania ! CZYTAM= KOMENTUJE!!

Paulla  K i Evangelina 
**************


- Gdzie Tom i rodzice? - zapytała Ann. Zamrugała oczami i przebiegła po nas wzrokiem.
- Jak dobrze, że nic ci nie jest - odetchnąłem z ulgą. Przysiadłem na łóżku i ująłem jej dłoń. Szybkim ruchem ją wyrwała.
- Kim pan jest? - zapytała.
Spojrzałem na nią zdezorientowany. Pan? Jaki znowu pan? Okej, może i Ann lubi żartować, ale wydaje mi się, że ona rozumie powagę sytuacji. Udawanie, że ma amnezję byłoby trochę nie na miejscu.
- Jestem Remus - powiedziałem. - Ann, nie pamiętasz mnie? - podniosłem się i stanąłem obok. Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, ale ona spuściła głowę i pokręciła nią przecząco. - A pamiętasz może ich? - wskazałem ręką na pozostały. Przyglądała im się, ale znów zaprzeczyła.
- Gdzie jest moja rodzina?- zapytała ponownie.
- Ann, przecież twoja rodzina nie żyje - odpowiedziała Lily. - Tom zmarł, gdy miałaś dziesięć lat, a rodzice w te wakacje.
- Pani kłamie! - wykrzyknęła Ann i zaniosła się płaczem.
Zastanawiałem się, czy ją przytulić, ale jej zachowanie wskazuje na to, że nie pamięta nic z czasów szkolnych. Podbiegła do nas pani Pomfrey i natychmiast wygoniła. Musiała zbadać Ann, dać jej leki, ogólnie dowiedzieć się co jej jest.
Skierowałem się tam, gdzie zwykle, kiedy mam jakieś problemy, czyli nad jezioro. Słyszałem jak chłopaki mnie wołają, ale to zignorowałem. Ostatnio ignoruję dużo zasad. Swoich zasad i uczuć innych. Wszystkich od siebie odsuwam. Najpierw Ann, później chłopaków i Dorcas, parę dni temu Lily. Chyba jestem złym przyjacielem.
Przysiadłem pod wielkim dębem i oparłem się o jego pień. Wpatrywałem się w krajobraz jesiennego Hogwartu. Pomimo tego, że jest październik pogoda zachęca do siedzenia na dworze. Delikatne słońce i lekki wietrzyk, który poruszał kolorowymi koronami drzew. Na błoniach leżały niewielkie sterty liści, które już postanowiły zakończyć swój żywot. Dookoła tych kupek biegały roześmiane dzieciaki. Nie muszą się niczym przejmować. Takim to tylko zazdrościć. Życie jest okropne i do dupy. Daje w kość, a później cię jeszcze dobija.
- Hej Remus - obok mnie pojawiła się Margaret.
- Cześć - mruknąłem. - Nie spotkałaś ostatnio jakiegoś totalnego nieudacznika? - zaśmiałem się ze swojego żałosnego pytania.
- Co się stało? Opowiadaj - usiadła obok mnie.
- Spieprzyłem komuś życie, ale to chyba się nowość.
- Komu?
- Nieważne - mruknąłem.
Zamknąłem oczy i schowałem twarz w dłonie.
- Mogę jakoś pomóc?
- Dziękuję za chęci, ale już za późno.
Podniosłem się i otrzepałem ubrania.
- Naprawdę dziękuję. Muszę już iść.
- Jak co to przyjdź i ci pomogę - zawołała za mną, kiedy byłem w połowie drogi do zamku. Czemu siedzenie z Margaret wydaje mi się takie... złe? Niestosowne? Widać, że ona chce mi pomóc, w dodatku jest miła.
Nie wiem, kiedy pokonałem drogę do dormitorium. Po prostu szedłem i myślałem. Wiadomo o czym. A w następnej chwili leżałem u siebie na łóżku. Jednak, jak znając życie (i moich ukochanych przyjaciół), nie mogłem zaznać ani chwili spokoju. Usłyszałem jak drzwi się otwierają, a na dwóch łóżkach ktoś siada. Następnym dźwiękiem było nalewanie jakiegoś płynu do, zapewne szklanki.
Coś szturchnęło mnie w ramię. Niechętnie podniosłem wzrok. Nade mną stał Syriusz, wyciągając w moją stronę rękę z Ognistą. Usiadłem i wziąłem napój do ręki. Wypiłem go duszkiem. Trunek przyjemnie pali mnie w gardle i przełyku. Później była kolejna szklanka, kolejna i kolejna. Znów zaczęliśmy ze sobą gadać, tak jak zwykle. Ciekawe czy po alkoholu tak się stało, czy prędzej czy później wszystko byłoby po staremu.
*****
Najbliższe dni wyglądały tak samo. Dziewczyny stwierdziły, że pomogą Ann, nie zwarzając na to, co jej jest. Dzięki Merlinowi, Ann zaczęła z nim rozmawiać, przyjęła także do świadomości, że jej rodzina nie żyje, a ona miała wypadek, po którym częściowo straciła pamięć. Dziewczyny przynosiły mnóstwo albumów z ich wspólnymi zdjęciami. Muszę przyznać, że trochę się im tego nabierało. Alicja miała trzy, Lily pięć, Dorcas osiem, a Ann siedem, z czego ostatni był przeznaczony na ten rok. Przyniosły też swoje pamiętnik, ale wtedy ja, James, Syriusz i Frank lądowaliśmy za drzwiami. Więc, dziewczynom udało się odbudować dawną więź między sobą. Zauważyłem, że nie tylko z Ann się zżyły, ale też poprawiły relacje w swojej trójce. James mówił, że Lily już się nie boi, że Dorcas się z nimi nie chce przyjaźnić. Natomiast z chłopakami... raczej nic się nie poprawiło. Syriusz próbuje ją rozbawiać ("Ja ją czaruję urokiem osobistym, a nie jakże wykwintnym poczuciem humoru", zważając na to, że jego poczucie humoru raczej takie nie jest).
Ja niestety jestem w najgorszej sytuacji. Mam wrażenie, że Ann się mnie boi. Mogłoby być to wywołane moją reakcją, kiedy się obudziła. Byłem zbyt... porywczy? Chyba nie. Po prostu... Tak się ucieszyłem, że lekko mnie poniosło.
Wyszliśmy z chłopakami ze Skrzydła Szpitalnego. Skierowaliśmy się do Wielkiej Sali na kolację, a dziewczyny miały do nas za chwilę dołączyć.
- Panie Lupin - zawołała mnie McGonagall. Obróciłem się, ówcześnie każąc chłopakom już iść. Słyszałem, że jeszcze coś między sobą mamroczą, ale nie dosłyszałem co. - Muszę z panem porozmawiać. Zapraszam do gabinetu.
Poszedłem za profesorką. Kiedy byliśmy już w gabinecie, kazała mi usiąść na fotelu, a sama zasiadła za biurkiem. Po jej minie wywnioskowałem, że nie wie jak ma mi przekazać tą wiadomość. Po chwili jąkania się, w końcu to wydusiła. Po wysłuchaniu, skinąłem głową i opuściłem gabinet.
Skierowałem się do Wielkiej Sali. Usiadłem na swoim stałym miejscu i nałożyłem sobie kolację. Przez chwilę tępo wpatrywałem się w talerz, ale po chwili zacząłem jeść, ponieważ czułem na sobie spojrzenia i chłopaków, i dziewczyny, które już przyszły.
- Musisz sobie i Ann dać czas - odparł James, przerywając ciszę. Czasami zdaje mi się, że on czyta w myślach. Może po prostu tak dobrze mnie zna. - Ona i tak nic sobie nie przypomni.
- Właśnie o to chodzi, żebym był! - warknąłem. - Ona musi sobie wszystko przypomnieć! McGonagall powiedziała, że Ann jest zamknięta w umyśle dziewięciolatki! Jak jej nie pomożemy to może wylądować w Mungu do końca swojego życia! Nie wiedzą, co jej jest ani jak jej pomóc. Nic nie wiedzą.
Wstałem i szybkim krokiem opuściłem Wielką Salę. Wyszedłem na dwór odetchnąć. Chyba zareagowałem zbyt agresywnie. James chciał mnie tylko pocieszyć, a ja na niego naskoczyłem. Jednak on też powinien postawić się w mojej sytuacji. Usiadłem na trybunach. W ogóle nie pamiętałem drogi z zamku aż tutaj. Wpatrywałem się w burzowe chmury. I wraca typowa angielska pogoda.
- Przesadziłeś - powiedziała Dorcas, pojawiając się z nie wiadomo skąd i stając przede mną. - James chciał tylko pomóc.
- Wiem, okej? - burknąłem. - Po prostu... Tak bardzo za nią tęsknię, a ona nawet nie chce przebywać w tym samym pomieszczeniu, co ja. Boi się mnie. Ale cóż, zasłużyłem sobie, zachowywałem się po chamsku w stosunku do niej. Chciałbym tylko tyle, żeby była szczęśliwa.
Schowałem twarz w dłoniach. Poczułem jak oczy mnie pieką. Czemu zawsze z powodu tej dziewczyny chce mi się płakać? Najwyraźniej to, co do niej czuje tak działa.
- Ja też chcę, żeby mój chłopak był szczęśliwy - Dorcas objęła mnie ramieniem.
- Syriusz.
- Tak - potwierdziła. Na chwilę zamilkła i już myślałem, że przesadziłem lub powiedziałem coś nie tak, ale się odezwała. - Tak już po prostu jest. Taka jest miłość. Jest trudna, wymaga poświęceń, wyrzeczeń. Przy tej właściwej osobie czujesz się jak w raju. Ona jest twoim szczęściem i nie możesz bez niej żyć. Ona jest twoim życiem.
Podniosłem wzrok na twarz Dorcas. Wpatrywała się w przestrzeń przed sobą, na jej twarzy gościł smutny uśmiech, a w oczach zebrały się łzy. Teraz ja ją objąłem ramieniem.
- Nie jest tak źle - mruknąłem do niej, jak i do siebie. - Mamy też przyjaciół, którzy pomogą nam i będą zawsze obok. Tak jak ty i ja, w tej chwili. Oboje mamy doła, a w dwójkę zawsze raźniej.
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, każde pogrążone we własnych myślach.
- Koniec tego dołowania się - otarła pojedyncze łzy i stanęła na równe nogi. - Siedź tu, a ja idę po Ognistą. Przynajmniej będziemy zadowoleni.
- Będzie tak za sprawą alkoholu - popatrzyłem na nią karcąco. Machnęła lekceważąco.
- Życie jest do dupy, a miłość tym bardziej. Jakoś trzeba sobie poprawić nastrój.
Nie zdążyłem nic odpowiedzieć, ponieważ tanecznym krokiem zbiegła z trybun i pognała w stronę szatni. Pomyśleć, że taka wesoła i żywa dziewczyna miała jakieś problemy. Tyle rzeczy się o sobie dowiadujemy w tym roku. Może nie do końca miłych i radosnych, ale właśnie te informacje pokazują nam, jaka trwała i mocna jest nasza przyjaźń.
- Hej Re... - przede mną pojawiła się Margaret. Ostatnimi czasy zawsze pojawia się wtedy, gdy jestem sam, w dodatku zdołowany.
- Spadaj szmato - syknęła Dorcas, która pojawiła się w tym samym momencie. W dłoni miała dwie butelki whisky, z czego jedną była w 1/3 opróżniona.
- Dorcas! - upomniałem ją. Posłała mi znudzone spojrzenie.
- Co? - zapytała opryskliwie. - Jakaś niebieskooka blondyneczka nie będzie zarywała do mojego kumpla i chłopaka mojej przyjaciółki!
- Dor, uspokój się.
- Uspokoję się - usiadła obok mnie, mierząc Margaret morderczym wzrokiem - ale ona ma stąd pójść. W TEJ CHWILI.
- Lepiej pójdę - powiedziała cicho Margaret. - Do widzenia Remusie.
- Taa, cześć.
*****
- Remus, wstawaj - Dorcas mną trząsła. Uchyliłem lekko oczy. Dookoła nas było ciemno.
- O co chodzi? - podniosłem się i przetarłem oczy.
- Tak się opiliśmy, że musieliśmy tutaj spać - wskazała ręką na Pokój Wspólny.
Miałem jakieś urywki wczorajszego wieczoru. Pamiętam, że Dorcas pokłóciła się z Margaret, dużo alkoholu, powrót do wieży i tyle. Musiało być wtedy późno. I rzeczywiście musiałem być nieźle schlany.
- Która jest? - spytałem.
- Szósta.
- Okey, to do zobaczenia na śniadaniu.
Rozeszliśmy się, każdy do swojego dormitorium. Chłopaki spali w najlepsze. Ja zamknąłem się w łazience i wziąłem długi prysznic. Kiedy wyszedłem, łóżko Petera było puste. Co się z nim dzieje? Czekałem aż chłopaki się obudzą, czytając książkę. Nie za bardzo skupiłem się na treści. James i Syriusz obudzili się po upływie pół godziny. Zszedłem do Pokoju Wspólnego, gdzie były już dziewczyny. Po chwili dołączyli śpiochy i poszliśmy na śniadanie. Oczywiście nie obyło się bez pytań do mnie i Dorcas. Gdzie byliśmy, kiedy wróciliśmy, co robiliśmy, itd. Usiedliśmy na naszych stałych miejscach. Akurat przyleciała poczta.
- To sowa od moich rodziców - powiedziała cicho panna Meadows, patrząc na brązowego ptaka. Dorcas odebrała list od sowy rodziców i błyskawicznie co przeczytała, po czym wybiegła ze łzami w oczach.
- Co się stało Dorcas? - zapytał Syriusz, który dopiero teraz pojawił się w Wielkiej Sali. James złapał list, czytając go równie szybko jak Dorcas. Pokręcił z niedowierzaniem głową i ponownie go przeglądnął. W końcu podniósł wzrok znad pergaminu.
- Jej rodzice chcą się rozwieść - oznajmił. Wszyscy zrobiliśmy wielkie oczy. Wczoraj, kiedy z Dorcas mieliśmy gorszy dzień i wyznawaliśmy sobie różne rzeczy, nie wspominała o problemach w domu. Chociaż, nigdy nie mówiła dużo o rodzinie, a jak już to dziewczyną lub Jamesowi. Lily popatrzyła zdziwiona na Syriusza.
- Co ty tu jeszcze robisz? - krzyknęła. - Biegnij za nią!
Syriuszowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Chwycił pierwszą-lepszą kanapkę, wepchnął ją do ust i pobiegł za Dorcas.

****
-Siedziałam na podłodze na wieży astronomicznej, po moich policzkach płynęły łzy. Ale jak to się rozstają? Przecież im nie wolno. I co teraz będą mieszkać pod jednym dachem ze swoimi kochankami?  Świetnie! A pomyśleli w tym całym absurdzie o mnie? Oparłam się o ścianę i zastanawiałam się, co teraz ze mną będzie. Mój chłopak, znaczy, jeśli jeszcze nim jest ma mnie głęboko w poważaniu , przyjaciółka zamknięta w umyśle dziecka i tacy rodzice, co jeszcze? Usłyszałam jakieś kroki. Zamarłam, moja ręka powędrowała do twarzy i otarła łzy. Na schodach pojawił się Syriusz. Bez zastanowienia podszedł do mnie i przytulił. Zesztywniałam na początku, lecz po chwili wtuliłam się w jego silne ramiona.  Kołysze mnie lekko aż się nie uspokoiłam. Może jednak nie ma mnie totalnie w dupie.
- Przepraszam – szepcze mi do ucha. – Powinienem Ci dać więcej czasu. Wiem, że byłe sukinsynem, ale tak bardzo chciałem wszystkim pokazać, że się zmieniłem, że taka dziewczyna jak ty zgodziła się ze mną być. Ja-ja pierwszy r-raz czuję coś takiego do dziewczyny. Boję się też, że ty nie odwzajemniasz moich uczuć, nie chcę Cię stracić kochanie. Te wszystkie słowa, które powiedziałem w czasie naszych kłótni to, dlatego by zagłuszyć ból, strach. Ja naprawdę… - po moich policzkach poleciały łzy, zatkałam mu palcem usta.
- Cii już się nie gniewam. Może faktycznie przesadziłam.
- Rozejm?
-Rozejm.
- To, co jedyna kobieto w moim życiu, zostaniesz ponownie moją dziewczyną. Obiecuję poczekać z ujawnieniem aż będziesz gotowa.
- Zostanę. – uśmiecham się do niego. - I wiesz… możemy się ujawnić. Nawet mam pomysł jak. Uniosłam kąciki ust w uśmiechu i nachyliłam się w jego stronie by opowiedzieć mu mój jakże genialny w każdym calu plan. Po wyjawieniu mu wszystkiego wpiłam się w jego usta łaknąc bliskości. On przyciąga mnie jeszcze bardziej do siebie, jeśli to było możliwe i zatopił się ponownie w moich ustach. Gdy już się od siebie oderwałyśmy wstał i podał mi rękę. Wstałam i skierowaliśmy się w stronę Pokoju Wspólnego. Weszła pierwsza i usiadłam obok moich znajomych, popatrzyli się na mnie, ale nic nie powiedzieli. Po chwili dołączył do nas Syriusz. Chłopcy pogrążyli się w rozmowie, Lily i Alice dyskutowały po cichu, a ja zapatrzyłam się w ogień. Po chwili Syriusz lekko podniósł głos by także mu go słyszałyśmy.
- Mam nową dziewczynę. – zaczął, a James posłał mu karcące spojrzenie. – Ma długie blond włosy, śliczne zielone oczy i ją znacie. – Popatrzyli się na niego niezrozumiale i zaczęli w myślach rozkminiać, kto jest tą ukochaną Syriusza. Trochę dałam im pogłówkować, ale chyba nadal nic nie przychodziło im do głowy. Hello , a może byście o mnie pomyśleli? Patrzę na nich z rozbawieniem i prawie zapominam o tym, co chcą zrobić moi rodzice. Podchodzę do Syriusza i ładuję się mu na kolana.
- I co wiecie już, kto to? – pyta się Syriusz. Lilka i Alice kręcą, głowa Remus spogląda na nas z jakimś smutkiem i zazdrością, chyba.
- Dorcas, to ty! – krzyczy uśmiechnięty James i podskakuje jakby miał owsiki w tyłku.
- Łał, ale długo Ci to zajęło! – śmieje się Syriusz, po czym chwyta mnie za rękę i ciągnie w stronę wyjścia z PW.
- Gdzie idziemy? – podążam za nim, śmiejąc się lekko.
- W magiczne miejsce. – odpowiada tajemniczo i ciągnie mnie na dwór, drżę lekko gdy moje ciało spotyka się z chłodnym powietrzem. Zauważa to i ściąga bluzę. Podaje mi ja i czeka aż ją ubiorę.
- Zmarzniesz. – mówię
- Nie, jak pozwolisz mi się przytulić do Ciebie. – uśmiecha się w ten swój sposób, na widok tego uśmiechu miękną mi nogi. Łapie mnie w tali i ciągnie dalej. Przystajemy przy wielkim dębie, na którym tyle razy siedziałam z nimi i Jamesem. Pomaga mi się tam wdrapać, po czym sam sadowi się obok mnie. – Patrz. – wskazuje ręką na najjaśniejszą gwiazdę na niebie. – Tamta gwiazda to Syriusz. – mruczy przytulając mnie do siebie mocno. Tak błogo jest siedzieć w jego ramionach, zapomnieć o wszystkich zmartwieniach, smutkach, oddać się w całości relaksowi. Opieram głowę o jego tors i przymykam oczy. Wiatr smaga lekko mą twarz, a ja odpływam w błogości chwili. Siedzimy milcząc, jest te milczenie nie jest wcale krępujące. Jest właściwe, daje nam cieszyć się swoją bliskością. Po jakimś czasie postanowiliśmy się zebrać do zamku. Zdążyliśmy idealnie, bo ledwie przekroczyliśmy próg u drzwi wejściowych za zakrętem usłyszeliśmy kroki woźnego. Rzuciliśmy sobie spojrzenie i sprintem pod obraz Grubej Damy. Dobiegliśmy i stanęliśmy przed obrazem. I tu zaczęły się coraz większe schody. Hasło zostało zmienione. No nie, czemu to się zdarza tylko nam? W końcu po chyba setnej próbie, w sumie to nie wiem po piątym pudle przestałam liczyć trafiliśmy. W salonie pożegnaliśmy się namiętnym całusem i rozeszliśmy się do naszych sypialni. W pokoju zaraz dopadły mnie Alice i Lily. Obydwie chciały wiedzieć jak najwięcej szczegółów. Wygodnie usadziłyśmy swoje szanowne cztery litery na moim łóżku i wyjęłyśmy nas zapas słodyczy.
- No to opowiadaj. – Alice patrzy na mnie figlarnie, a ja… postanawiam się z nimi troszkę pobawić.
- Nie mam, o czymmm. – celowo przeciągam ostatni wyraz. Patrzę na ich miny i wybucham głośnym śmiechem. Przez następną godzinę omawiam im mój związek z Syriuszem od samego początku.
- Dorcas, czemu nie chciałaś nam powiedzieć, nie ufasz nam? – Lilka patrzy się na mnie z ukosa.
- Ufam Wam… Po prostu przez całe życie mogłam liczyć tylko na siebie, wszystkie smutki wylewałam nianią, rzadziej Jamesowi. Nikt nigdy się mną nie interesował, tak jak Wami. Wbrew pozorom, które stwarzam jestem zamkniętą osobą. Nawet jak w Hogwarcie już coś się uda to… w domu znów byłam ignorowana.. – urywam ,bo czuję, ze zaraz się popłaczę, dziewczyny nic nie mówię, podchodzą tylko do mnie i przytulają mnie. Prawdziwe przyjaciółki, wiedzą, kiedy nie chcę już mówić. Po jakimś czasie każda z nas po kolei zawlokła się do łazienki. Gdy leżałam już w łóżku naszły mnie wspomnienia… Na początku byłam małą, słodką blondyneczką taką niewinną. Jednak, gdy miałam iść do Hogwartu stworzyłam maskę. Jest ona trwała, ale nie zawsze utrzymuje ciężar mojego życia. Sukcesywnie zmieniłam swój wizerunek, fryzurę, wypracowałam cięty język. W przeciągu roku stałam się wygadaną, pyskatą i przebojową Dorcas. O tej dawnej już nawet mój braciszek z wyboru nie pamięta. Kręcę się w łóżku, lecz nie potrafię zasnąć, za każdym zamknięciem oczu widzę moja przeszłość. Nasuwam na nogi kapcie i wkładam szlafrok, chwytam ciepły koc i kieruję się do PW. O tej porze nikogo w nim nie ma, a i ogień jeszcze nie dogasł. Lokuję się na kanapie i podciągam nogi pod brodę, zaciskam oczy, ale nic nadal nawet szczypta snu nie chce zawitać w moje powieki. Czuję jak coś, albo ktoś siada obok mnie i przytula mnie do siebie. Te perfumy, te ciepło, ten zapach, wraz z pojawieniem się jego, bo nie mam już wątpliwości, kto siedzi obok mnie wszystkie troski odpływają.
- Czemu nie śpisz? – słyszę jego szept tuż przy moim uchu. Pod wpływem jego oddechu na mojej skórze drżę lekko.
- Nie potrafię. A ty?
- Też nie umiem. Jestem chyba jeszcze za bardzo oszołomiony tym całym szczęściem. Tym, że w końcu jesteś moja. – wyznaje. Siedzimy i rozmawiamy, spędzamy razem czas. Zasypiam wtulona w jego ramiona.

****
Rano budzę się w swoim łóżku, nie pamiętam jak się tutaj znalazłam. Na stoliku leży kartka.

Zasnęłaś, nie miałem serca Cię budzić. Przyniosłem Cię tutaj, mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe.
Twój Syriusz
Ps. Słodko wyglądasz, gdy śpisz

Śmieję się cicho i wygrzebuje z łóżka. On jest taki kochany. Udaję się do łazienki by się odświeżyć, pomalować i ubrać. Wypicowana budzę dziewczyny. Razem z Lily schodzimy do WS na śniadanie, Alice popędziła do Franka. Po drodze zaczepia nas niejakie John Carter. Wysoki, umięśniony blondyn z Hufflepuff.
- Lily Evans, tak? – zwrócił się do rudej.
- Tak, a ty?
- John Carter. Mam do Cb sprawę Lily. Widzisz musze zaliczyć eliksiry u Slughorna, a jakoś nie umiem sobie ich wbić do głowy. Bardzo mi zależy, a ty jesteś najlepsza z ich. Udzieliłabyś mi korepetycji? – nie mogłam uwierzyć własnym uszą. Przecież chyba każdy w tej szkole, wie , że Lily jest Rogacza i nie startuje do niej. A ten elegancik i puchon w jednym ewidentnie z nią flirtuje.

- No dobra. – Lily uśmiecha się i ciągnie mnie w kierunku WS.

Dorcas

Popularne posty

Obserwatorzy