poniedziałek, 7 lipca 2014

Rozdział IX część I. "Nieoczekiwana pomoc"

Dawno nas tu nie było. W imieniu moim i Pauliny bardzo was przepraszamy, ale nie miałyśmy zbyt dużo czasu na pisanie, jak i pojawił się problem, który zna większość z Was - brak weny. W tym rozdziale znajduje się moja część. Mam nadzieję, że się wam spodoba i nie będzie dla Was całkiem do kitu...

Dzisiaj tylko część Ewangeline ponieważ moja wena do tematu hp, huncwotów itp. wyparowała i tyle ją widziałam.  Nie wiem czy jeszcze coś na tego bloga napiszę. Może pomysły wrócą.  Na razie nie będę pisała.  Przepraszam!
Paulla K

Więc zapraszam do czytania. Rozdział dedykuję mojej przyjaciółce Anecie, w ramach przeprosiny, który już obiecuję od trzech miesięcy. Co prawda, już Cię pare(naście) razy przeprosiłam, ale to jest taki dodatek ;*
*****
Odprowadziłam dziewczyny wzrokiem, a następnie pożegnałam chłopaków. Pomachali mi i ponownie zostałam sama. Położyłam się, poprawiając poduszkę. Trafiła mi się wyjątkowo niewygodna. Wstałam z łóżka i na palcach podeszłam do innego. Sprawdziłam poduszę, która na nim leżała i zamieniłam na moją. Szybciutko wróciłam do swojego łóżka, ułożyłam „zdobycz” i nakryłam się kołdrą aż po czubek nosa.
Zaczynało mi się robić cieplej i było mi dużo wygodniej. Brakuje tylko mojego misia, który najprawdopodobniej leży w kartonie na strychu mojego domu. Nadal nie mogłam uwierzyć w to, że moja rodzina po prostu nie żyje. Dziewczyny pokazały mi, co prawda albumy i opowiedziały o wszystkim, ale czułam jakby to było nierealne.
Tom.
Mój starszy brat.
Najbliższa osoba na świecie.
Jest martwy.
Pamiętałam nasze zabawy lub gdy uczył mnie prostych zaklęć. Z tego, co wiem, byłby już dorosły, miałby pracę, zakładałby rodzinę. Ale w mojej głowie nadal był szesnastolatkiem, który jedzie na szósty rok nauki w Hogwarcie. Wyjechał niedawno, może miesiąc temu.
A rodzice?
Podobno zginęli w te wakacje, zostali zamordowani z rąk Śmierciożerców. Tak jak mój brat. Znów wróciłam do wydarzeń sprzed miesiąca. Tom machał nam, szeroko się uśmiechając i poprawiając, co chwilę grzywkę, która opadałam mu na oko. Mama i tata trzymali mnie za ręce i również się uśmiechali. W tym wspomnieniu, nie widziałam się, ale czułam jakby to było teraz, w tym momencie. Byłam troszkę smutna, bo Tom wyjeżdża, ale wiedziałam, że wróci na święta. Uśmiechnęłam się i we wspomnieniu, i teraz.
Usłyszałam stukot obcasów i domyśliłam się, że to pani pielęgniarka. Wychyliłam się znad kołdry i czekałam na lekarstwa. Pani Pomfrey niosła ich mniej niż zwykle. Kolorami rozpoznawałam większość z eliksirów. Tym razem zabrakło Słodkiego Snu i leków przeciw bólowych. Pani Pomfrey zapytała, jak się czuję, a ja kiwnęłam głową i powiedziałam, że dobrze. Przesunęłam się robiąc je miejsce. Wypiłam lekarstwa i po odejściu pani Pomfrey, ułożyłam się do snu. Nie miałam większych problemów z zaśnięciem, więc po kilku chwilach spałam. Nie byłam pewna czy to mi się śniło, czy nie, ale w nocy się przebudziłam. Oczy nadal miałam zamknięte, może lekko przymrużone. Jednak wszystko dobrze słyszałam, ale nie wiedziałam, o co chodzi. Pamiętałam to już zawsze i nie mogłam zapomnieć
Rozmówców było dwóch i obaj byli mężczyznami albo raczej chłopakami. Wydawało mi się, że znam te osoby, ale musiałam ich poznać przed wypadkiem.
Ktoś 1: Dokończ to, co zacząłeś. Z tamtym człowiekiem nie miałeś problemu.
Ktoś2: Nie mogę tego zrobić.
Ktoś1: Musisz.
Ktoś2: Nie. Posłuchaj, tamten facet był mi zupełnie obcy. Nie wiem nawet jak miał na imię. A ją znam.
Ktoś1: Ze spowodowaniem wypadku nie było problemu. Sądziłem, że będzie to śmiertelne zaklęcie, ale tym również zabłysnąłeś. Możesz być teraz z siebie dumny, ale musisz być gotowy na więcej. W tym nie ma odwrotu.
Ktoś 2: Skończę to.
Ktoś 1: Teraz.
Ktoś 2: Nie. Skończę to, ale kiedy indziej. Będzie nawet korzystniejszy wynik.
Ktoś 1: Mówisz jak prawdziwy Ślizgon. Zaskoczyłeś mnie swoim zachowaniem. Naprawdę.
Głos pierwszego z nich napawał mnie strachem. Jego właściciel nie jest raczej miłą osobą. Brzmiał jak morderca, który zna się na swojej robocie Drugi natomiast był niepewny. Jakby bał się, co powiedzieć, żeby było dobrze. Może i sprzeciwił się temu pierwszemu, ale wiedział, że jednak nie zmieni jego decyzji. Temat, o którym rozmawiali powstrzymał mnie od otworzenia oczu. Przeczuwałam, że gdybym jednak je otworzyła, leżałabym martwa. Rodzice czytali w gazetach, że ktoś zginął, bo wiedział za dużo. Nie chciałam dołączyć do tych osób. Choć nie byłam w stu procentach pewna, że to był sen, próbowałam o tym nie myśleć. Skupiłam się na jakiś błahych rzeczach. Pierwszą, o której pomyślałam był bal. Chyba za bardzo nie lubię tego typu zabaw, bo przyśnił mi się Quidditch.
Gdy obudziłam się rano, byłam rześka i wypoczęta. Słońce już wzeszło i słyszałam panią Pomfrey, biegającą po Skrzydle Szpitalnym. Kiedy zauważyła, że wstałam, zadałam mi kilka pytań, (jak co dzień) i dała mi lekarstwa. Po chwili pojawiły się dziewczyny, które niosły mi śniadanie na tacce. Położyły mi ją na nogach i usiadły na sąsiednich łóżkach. Zabrałam się za jedzenie. Dziś przyniosły mi płatki z mlekiem, tosty, herbatę i kakao.
- Dziękuję - powiedziałam. Wszystkie uśmiechnęły się promienie.
- Żadnego jedzenia! Dopiero tu posprzątałam. – zawołała pani Pomfrey na widok mojego śniadania.
- Ale Ann musi coś jeść – zaprotestowała Dorcas.
- Tak, przecież wiem. Dziś panna Winslet mogła już zjeść w Wielkiej Sali.
Drzwi otworzyły się z hukiem, a stanęli w nich Frank i trójka Huncwotów. Dziewczyny opowiedziały mi, dlaczego tak się nazywają. Najwięksi kawalarze Hogwartu. Z tego, co jeszcze wiem, Lily chodzi z Jamesem, a Dorcas z Syriuszem.
-Panie Black! – krzyknęła zdenerwowana pani Pomfrey na Syriusza, który stał na samym przedzie. – To szpital, a nie jakiś bar.
- Przepraszam panią – Syriusz zrobił minę zbitego psa, a pani Pomfrey się uśmiechnęła. Dorcas prychnęła.
- Co przegapiliśmy? – zapytał James, podchodząc do Lily. Pocałował ją w czoło i usiadł obok niej.
-Ann może już wyjść ze Skrzydła Szpitalnego! – zawołała Alicja i rzuciła się Frankowi na szyję.
-Nie wyjdzie tylko może jeść w Wielkiej Sali – poprawiła Alicję pani Pomfrey. Alicja jedynie wzruszyła ramionami. Dorcas podała mi jakieś ubrania i za pomocą Lily zaprowadziła za parawan, żebym mogła się przebrać. Dostałam jeansy i czarną koszulę. Kiedy wyszłam do przyjaciół, byli oni pogrążeni w rozmowie. Gdy Remus mnie zauważył, natychmiast przestali. Przyjrzałam się mu. Wyglądał inaczej. Był blady i przygarbiony.
-Zatem , idziemy na śniadanie tak jak kiedyś! – zawołała Dorcas  i wzięła Syriusza za rękę.
-W końcu. – westchnął Syriusz. – Myślałem, że umrę z głodu.
-Trzeba było wstać wcześniej – James wymierzył mu kuśkańca w bok.
-Odezwał się – mruknął Remus, po czym cała trójka wybuchnęła śmiechem. Za chwilę dołączyły do nich dziewczyny i ja. W takim nastroju poszliśmy na śniadanie.
****
Prawie cały dzisiejszy dzień spędziłam poza Skrzydłem Szpitalnym. Dziewczyny, w miarę swoich Możliwości, pokazały mi szkołę, poszłyśmy na błonia i widziałam trening drużyny Gryfonów. Po kolacji byliśmy jeszcze w Wieży Gryffindoru. Do Skrzydła wróciłam około godziny dwudziestej. Dała mi lekarstwa i zapytała jak minął mi dzień. Opowiedziałam, co robiłam i chciałam się dowiedzieć, czy jutro też będę mogła spędzić go z przyjaciółmi. Niestety, nie zapytałam się, ponieważ zasnęłam.
Obudziłam się przed zachodem słońca. Uchyliłam lekko oczy i zobaczyłam postać ubraną na czarno, która siedziała obok jej łóżka. Coś mówiła, ale bardzo cicho. Nie wiedziałam jak się zachować. Czy zacząć krzyczeć, czy leżeć i czekać aż pójdzie?
,,Śmierciożerca
Ta myśl mnie przeraziła, ale ją wykluczyłam. Przecież to Hogwart, tu jest bezpiecznie. Dumbledore nikogo takiego by nie wpuścił. Nieznajomy podniósł wzrok i popatrzył na mnie. Cicho pisnęłam. Przyłożył sobie palec do ust pokazując, żebym była cicho. Skinęłam głową.
-Chcę ci przywrócić pamięć – oznajmił i wrócił do swojego poprzedniego zajęcia. Zauważyłam w jego ręce różdżkę.
-Kim jesteś? Znam cię? – zapytałam.
-Tak, ale nie za bardzo się lubimy.
Poczułam ból głowy i lekkie zawroty. Przed oczami pojawiły mi się gwiazdki, a następnie sceny z mojego życia.
Śmierć Toma.
Pierwszy rok w Hogwarcie.
I następne.
Widok ciał rodziców.
Rozpoczęcie siódmego roku nauki.
Odkrycie tajemnicy Remusa.
Pierwszy pocałunek.
Kłótnia.
Wypadek.
Utrata pamięci.
I jej odzyskanie.
WSZYSTKO DO MNIE WRÓCIŁO.
ODZYSKAŁAM PAMIĘĆ.
-Dziękuję – powiedziałam.
-Normalnie byś tego nie powiedziała – zaśmiał się.
-Daruj sobie Snape.
- I wróciła Ann, którą wszyscy znają.
Podniósł się i poszedł w stronę drzwi, które otworzyły się z hukiem. Weszli przez nie James i Syriusz, którzy podtrzymywali Remusa. „Pełnia!”, przemknęło mi przez myśl.
Remus podniósł wzrok, który zatrzymał się na Snape’ie. Pomimo swojego stanu, chwycił różdżkę i ruszył w stronę Ślizgona. Przyparł go do ściany i przyłożył mu magiczny patyk do gardła.
- Czego chcesz? – wycedził.
Wyplątałam się z pościeli i podbiegłam do nich. Położyłam dłoń na ramieniu Remusa. Odwrócił się i spojrzał na mnie zdziwiony. Całą twarz miał poranioną.
- Przestań – powiedziałam cicho.
- Ale
- On mi pomógł. Przywrócił mi pamięć.Remus schował różdżkę i puścił Ślizgona. James i Syriusz podeszli do nas (dopiero!) i odprowadzili przyjaciela na jedno z łóżek. Po chwili pojawiła się pani Pomfrey i zajęła się Remusem. Dopiero po upływie kilkunastu sekund zorientowała się, że nie leżę w łóżku.
- Panno Winslet, proszę się natychmiast położyć – rozkazała. Skierowałam się do łóżka i obserwowałam, co robi pielęgniarka. Nie wyglądało to paskudnie, ale i tak mnie to wstrząsnęło.
Wzięłam głęboki wdech.
- Bardzo źle było tej nocy? – zapytałam chłopaków. Spojrzeli na mnie smutnym wzrokiem i pokiwali głowami. Poczułam jak do oczu napływają mi łzy. – Nieźle się załatwiliście.
Ku mojemu zdziwieniu, chłopcy się zaśmiali, nawet Remus. Zostali jednak uciszeni przez panią Pomfrey. Uśmiechnęli się szeroko, tak jak tylko Huncwoci potrafią. Ktoś zapukał i wszedł. Albo raczej ktosie. Były to Lily i Dorcas. Uśmiechnęłam się do nich.
- Większych cudaków niż nasze Hunce to świat nie widział – zaśmiałam się. Dziewczyny popatrzyły na mnie zaskoczone. – No, co? – wzruszyłam ramionami. – Odzyskałam pamięć.
Teraz szczęki i Lily, i Dorcas opadły na ziemię. Patrzyły na mnie jakbym powiedziała nie wiadomo, co. Wywróciłam oczami.
- Zbierać szczęki z podłogi – pomachałam im ręką przed oczami. Nic to nie dało. – Chłopcy chyba są w gorszym stanie.
Dopiero w tym momencie odzyskały świadomość. Mniej więcej się ogarnęły i podeszły do swoich chłopaków. Tak, pamiętam wszystko, co się wydarzyło, gdy byłam taką młodszą wersją siebie.
- A teraz panna Winslet – odezwała się pani Pomfrey i odwróciła się w moją stronę. Rozglądnęła się. – A gdzie pan Snape?
- Snape? Severus Snape? – zdziwiła się Lily. Pokiwałam głową. – Ale co on tutaj robił?
- Odczarował mnie – wyjaśniłam. – Tylko nie wiem, skąd znał zaklęcie.
- Może to on je rzucił – powiedział James. – To zaklęcie, które spowodowało, że utraciłaś pamięć.
- Nie wydaje mi się – odpowiedziałam.
****
Minęły trzy dni odkąd wyszłam ze szpitala. Dumbledore długo rozmawiał ze Snape’em na temat zaklęcia, dzięki któremu mnie odczarował. Ja też rozmawiałam ze Ślizgonem. Raz. Ustaliliśmy, że wszystko będzie tak jak wcześniej. Wyczytałam z tego, że Severus chce zapomnieć o tym wydarzeniu.
Szliśmy właśnie do Wielkiej Sali na śniadanie. Dzięki naszym kochanym (czytaj: denerwującym, leniwym, lekko tępawym, itd.) kolegom, Huncwotom, przyszliśmy praktycznie pod koniec posiłku.
Dziewczyny cały czas nawijały o tym, co przegapiłam. Oczywiście zręcznie unikając tematu mnie i Remusa (Ach, ten sarkazm!). Nie mam ich, za co winić. Są moimi przyjaciółkami i kocham je takimi, jakimi są.
No, więc tak:
1. Dorcas zeszła się z Syriuszem (w końcu!);
2. Podczas pełni chłopaki byli dużo bardziej poszkodowani niż zwykle (zresztą, widziałam to);
3. Dorcas i Remus niedawno się opili.
4. ,,Margaret to szmata~ by Dorcas Meadows.
5.Glizdek znów gada z chłopakami. (Coś mi tu śmierdzi, ale nie wiem, co)
6.Rodzice Dor chcieliby się rozwieść, ale nie jest to możliwe.
7. ,,-I to chyba tyle. A może…
-Faktycznie, tyle się tylko wydarzyło.
- Jak coś nam się przypomni to ci powiemy.” ~by Lily Evans & Dorcas Meadows
Tak, więc troszkę tego było. Jednak, jak to ujęła Dorcas, mam pojemną głowę i nie jest to za dużo informacji. Usiedliśmy przy stole Gryfonów, a chłopaki, jak to mają w zwyczaju, rzucili się na jedzenia. Zastanawiam się, czy nie powinnam się już do tego przyzwyczaić. Znam ich parę lat i zawsze tak się zachowują, kiedy jemy. Cóż, niestety facetów-ideałów świat nie widział. Kiedy już wychodziliśmy z Wielkiej Sali, Peter przypomniał sobie, że nie wziął torby. A że nikt nie zauważył tego, poszedł sam.
- Czy oni tak zawsze? – zapytałam Remusa, patrząc na nasze dwie, pożal się Merlinie, zakochane pary. Remus kiwnął głową, a ja wywróciłam oczami. I właśnie w tym momencie pojawia się Scarlett. Przypomniałam sobie, że mieliśmy (czytaj: Huncwoci, ale bez Glizdka) z nią porozmawiać.
- Ekhm, gołąbeczki – odchrząknęłam, ale nikt nie zwrócił na mnie uwagi. – Przyjmuję zakłady, która para szybciej się zje! – zawołałam na cały zamek, przykuwając uwagę wszystkich, którzy byli na korytarzu.
- Kto wygra: Jily czy Doriusz?! – dołączył do mnie Remus. Popatrzyłam na niego zdziwiona, ale on tylko wzruszył ramionami i się szeroko uśmiechnął. Zaśmiałam się. Natomiast pary wyżej wymienione w końcu się od siebie odkleiły. Chłopaki popatrzyli na nas morderczym wzrokiem, a dziewczyny, czerwone jak buraki, się w nich wtuliły. Na ten widok jeszcze bardziej chciało mi się śmiać.
- Winslet, normalnie cie zabiję – warknął Syriusz.
- Ja ciebie też, Black – powiedziałam „groźnie”. Widząc minę Łapy nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać. Kiedy w końcu się uspokoiłam, zdradziłam im swój plan. Chłopcy nie byli zadowoleni, ponieważ odgrywali w nim kluczową rolę. W końcu niechętnie poszli do Scarlett, po której minie wywnioskowałam, że jest wniebowzięta. Ja, Lily i Dorcas stałyśmy niedaleko, więc wszystko słyszałyśmy.
- Witaj, Scarlett – przywitali się Huncwoci.
- Hej – odpowiedziała. – Cześć, Remus.
Wydawało mi się, że w tym momencie na mojej twarzy malowała się furia. Poznałam to po minach dziewczyn. W pierwszej chwili były zdziwione, ale w następnej na ich twarzach zagościł tryumfalny uśmiech. Wywróciłam oczami.
- Chcielibyśmy… - zaczął Remus.
- Tak, Remusie? – Scarlett zatrzepotała rzęsami.
- Mam tego dość – wycedziłam.
Podeszłam do Remusa, chwyciłam go za rękę i pociągnęłam w stronę sali, gdzie mieliśmy mieć lekcje.  Kiedy się w końcu zatrzymałam, o mało, co nie walnęłam pięścią w ścianę. Czemu się tak zachowałam? Przecież nie jestem zazdrosna, nie? Kogo ja oszukuję? Jestem, ale nie powinnam się tak zachować. Nie byliśmy parą, miałam się uspokoić.
- Jesteś zazdrosna – usłyszałam śmiech Remusa.
- Nie jestem – mruknęłam.
Jestem, jestem i to jak! Jakaś małolata, plastikowa lala, czy… aż szkoda gadać. Po prostu, nie mogę uwierzyć, że podrywała go na moich oczach. Przecież ustaliłam, że to nie ważne. N i e  w a ż n e.
Po chwili pojawiła się reszta z szerokimi uśmiechami. Pytali mnie, co mi się stało, a chłopcy dodatkowo mi dogryzali. Jedyne, co chciałam zrobić to walnąć się książką (taką grubą z twardą okładką) w głowę. I to mocno.

Popularne posty

Obserwatorzy