Witam Was kochani! Wyskrobałyśmy razem z Evangeliną nowy rozdział. Ja chciałabym go zadedykować Michalinie vel Natallie Black z okazji jej dzisiajszych urodzin. Sorry, że powtarzam się z życzeniami, ale moja wena już sie wykończyła .
Toast wypij dziś z Haymitchem
Weź udział w Igrzyskach wraz z Finnickiem!
Niech Ci Syriusz na stole zatańczy
A Severus anty- kaca uwarzy!
Gdy już zwiedzisz Panem całe
Do Hogwartu zaproszona
Spotkasz się tam z Dumbledorem
Mags z Jaohanną tort upieczą.
A ja składam te życzenia:
Zdrowia, szczęścia pomyślności!
I biletu na " Kosogłos" Cz 1 gdy już będzie!
Tak więc zapraszamy Was na rodział.
A tak, mam jeszcze jedno ale. Mamy z Evangeliną w różnym czasie ferie, ja jestem ze śląska, a Evangelina z Małopolski! Tak,a ja zakochałam się w Igrzyskach Śmierci! A wy kiedy macie ferie? Jak wam sie podoba rozdział?
Paulla K i Evangelina
„Żaden dzień się nie
powtórzy,
Nie ma dwóch podobnych
nocy,
Dwóch tych samych
pocałunków,
Dwóch jednakowych
spojrzeń w oczy”
----
Wisława Szymborska
Leżałem
na łóżku, czekałem aż huncwoci zasną by wymknąć się do pokoju wspólnego. No tak
euforia nie opadnie tak szybko, jakieś pół godziny temu, zdemaskowaliśmy, a
dokładnie rzecz ujmując Ann zdemaskowała związek Lily i Jamesa. Jestem ciekawy
skąd Dor wiedziała o nich. Ale to Dorcas Meadowes, dla niej niemożliwe, staje się możliwe! Zacząłem się wiercić i
przewracać z jednego boku na drugi. Nie mogłem się doczekać spotkania z moją
dziewczyną.
-
Łapa, co się tam wiercisz? – Padło pytanie ze strony łóżka Rogacza
-
Rogacz zakochańcu jeden, od tej miłości słuch Ci się zepsuł!
-
Puszczę tą uwagę mimo uszu!
-
Nie umiesz spać? – Zapytał się tym razem Remus
-
Idę się ubrać i przejść po zamku, z wami nie da się wytrzymać. – Zabrałem mapę,
niewidkę i wyszczeliłem z pokoju. Dopadłem pokoju życzeń i zacząłem chodzić
wzdłuż ściany.
Chcę być tam gdzie Dorcas!
Chcę być tam gdzie Dorcas! Chcę być tam gdzie Dorcas”
Pojawiły się drzwi.
Środek był przytulny i taki jakby nie w stylu Dorcas. Ściany były koloru
ciepłego brązu, w pokoju panował pół mrok. W kominku wesoło tańczyły płomienie.
Naprzeciwko kominka stała duża i miękka kanapa, przed nią wyglądający na zrobiony
z starego drewna. Reszta pokoju ukryta byłą w cieniu.
-
Cześć kotku! – Usiadłem obok Dori i wpiłem się w jej usta. Tak wspaniale było
ich smakować.
- Cześć piesku! – Przytuliła się do
mnie. Pogłaskałem ją po głowie, burząc jej idealną fryzurę.
– Ej! – Oburzyła
się i sprzedała mi kuksańca w bok. Obróciłem się gwałtownie i oboje lecieliśmy
na podłogę. Obróciłem się jeszcze raz i to ona spadła na mnie. – I widzisz coś
narobił? – Wybuchła lekkim śmiechem i dała mi całusa.
- Co tak krótko? – Zrobiłem minę zbitego
psa, a ona zatopiła się w moich ustach na dłużej i próbowała się podnieść.
Otoczyłem ją mocno rękami i nie pozwoliłam wstać – Nie ma skarbie, nie ma. Tu!
– Wskazałem ręką na usta. Znów mnie pocałowała.
„Pocałunek
jest ostatnim przejawem ludożerstwa.” Nikos Kazantzakis
- Kocham Cię Syriuszu! – Wyszeptała.
Zamarłem. Nie spodziewałem się takich słów. Czyżbym nie brał na poważnie jej uczuć. Nonsens. To czemu jej nie uwierzyłem? Hmm , może myślę, że to sen. Piękny, ale sen.
- Kocham … Cię Dorcas! – Znów tego
wieczoru nasze usta spotkały się w pocałunku.
- Muszę wracać Ann chyba coś podejrzewa.
- Zostań jeszcze trochę. Prosie!
- Nie prosie, tylko proszę! – Zaśmiała
się i przytuliła się do mnie. Tylko nie wiem, co ją do zostania skłoniło mój
urok osobisty czy ten wykwintny intelekt?
- Skarbie, tak się zastanawiam, co
skłoniło cię do zostania. Mój urok osobisty czy wykwintny intelekt.
- To ty znasz taki słowa jak „wykwintny”,
ale odpowiem Ci – Schyliła się nad moim uchem, nadal na mnie leżała – Twój
nieodparty urok .
- Wiedziałem, ale za tą pierwszą obelgę
to Foch!!! – Zrobiłem urażona minę i odwróciłem głowę, poczułem jej oddech na
swoim policzku.
- Oj nie gniewaj się piesku, proszę.
Trąciła mnie nosem. Odwróciłem głowę gwałtownie i pocałowałem w usta. – Chodźmy
już.
~*~
Rano byłem niewyspany, ale i szczęśliwy.
Jaka szkoda, że nie wiedziałem, jak krótko będzie trwać to szczęście? Siedziałem
sobie w WS i w spokoju konsumowałem śniadanie. Do Sali weszły właśnie dziewczyny.
Lilka, Ann i Moja Dori! Zwróciłem się do Jamesa.
- Rogacz patrz twoja siekiera ( wzięło
się to w mojej klasie, w sumie nwm nawet, od czego – dop. Autorki) idzie.
- Nie wkurzaj mnie Łapo!
- Ale czemu?
- Bo nie ma dżemu!
- Hę? – Przy stole usiadły dziewczyny,
spojrzałem na Dorcas, a ona uśmiechnęła się do mnie lekko.
- Hej chłopcy! – Zagadnęła uśmiechając
się po raz kolejny. James i Lily zajęli się gruchaniem, Ann siedziała
naprzeciwko Remusa z naburmuszoną miną i wpatrywała się wściekle w swój talerz.
Zacząłem przysłuchiwać się rozmowie
naszych gołąbeczków.
- Trzeba zeswatać Dorcas z Syriuszem,
pasują do siebie. – Odezwała się Ruda.
- Mhmm dobry pomysł kochanie! – Mruknął Rogacz i zatopił się w jej usta.
- Merlinie nie przy ludziach! – Mruknąłem,
a Dori zaśmiała się i spojrzała w stronę migdalącej się pary.
- Jimmy, bo pożresz jej usta! – Mruknęła
po raz kolejny wybuchając śmiechem.
-Co Doruś, zazdrosna? – Pan Potter
raczył się oderwać od dziewczyny i spojrzał w stronę Dori.
- Sorry braciszku, ale nie mam o co. Mam
osobę, która potrafi mi dostarczyć wrażeń!– Powiedziała i wstała z miejsca by
wyjść z Sali.
-
Ale o co jej chodziło? – James jakby dopiero teraz się obudził.
- E chyba powiedziała, że ma chłopaka! – Zauważyłem,
przecież i tak wiem, że mówi o mnie!- Dobra ja spadam do mojej dziewczyny. Do
zobaczenia na eliksirach!
Poderwałem się od stołu i ruszyłem w
stronę pustej klasy na siódmym piętrze, wiedziałem, że tam znajdę Dorcas.
Szedłem korytarzami Hogwartu myślami będąc już przy mojej ukochanej. Wszedłem
do klasy, a ona przywitała mnie całusem.
- Przez ciebie się nie wyspałam. –
Wyszeptała mi do ucha.
- Ja też! – Wyszeptałem jej w usta. –
Kochanie, a może się ujawnimy?
- Syriuszu, daj mi jeszcze trochę czasu,
proszę!
- Chwila, ja chyba czegoś nie rozumiem.
Czemu się nie chcesz ujawnić?
- Powiem szczerze, boję się, że mnie
zdradzisz i wtedy wszyscy będą mnie wytykać palcami i się ze mnie śmiać.
- Ale ja Cię nie zdradzę!
- Daj mi czas, chcę mieć pewność, że
twoje uczucie to nie tylko słowa! – Z każdym słowem coraz bardziej podnosiła głos i wyszła z Sali. Uderzyłem
dłonią w ścianę i zakląłem siarczyście. Może za bardzo naciskam? W sumie nie
rozumiem jej, przecież jestem jej wierny, zachowuje się bez zarzutu. Co jeszcze
chcieć? Chociaż jeśli spojrzeć na to z jej perspektywy? No i spojrzeć na moją
przeszłość związkową.
“Womanizer,
Woman-womanizer
You're
a womanizer
Oh, Womanizer Oh,
You're a womanizer, baby
You, you, you are
You, you, you are
Womanizer, womanizer, womanizer”
(
Britney Spears – Womanizer)
Zmieniałem dziewczyny jak rękawiczki. Ale
to się zmieniło wraz z tym, jak Dorcas zgodziła się być moją dziewczyną. Czy
ona nie widzi, że się staram? Zmieniłem się dla niej. Nie oglądam się za innymi
dziewczynami. Czego ona chce więcej? Może mam złożyć śluby czystości czy coś
takiego. Ona powiedziała, że jeśli ją zdradzę to będzie ona cierpieć i wszyscy
będą ją wyśmiewać. Muszę z nią pogadać. Ta ale najpierw pójdę na eliksiry, tam
przynajmniej będę się mógł pogapić na Dor jak rozmawiać ze mną nie chce. Pod
klasą znów zobaczyłem mizdrzących się do siebie Jamesa i Lily. No cóż czas
podokuczać trochę gołąbeczką.
- Ulalala kogo ja tutaj widzę, państwo
Potter znów swoje usta zjadają, macie co tam jeszcze konsumować? – zrobiłem
wredną minę i uśmiechnąłem się po huncwocku, kątem oka wychaczyłem Dorcas
kręcącą głową.
- Łapa odwal się, co dziewczyna Cię nie
zadowala? – Na to stwierdzenia uśmiech zszedł mi z twarzy, a Dorcas skuliła
się. Nie no, Rogacz chyba nawet nieświadomie trafia w najczulszy punkt.
- Moja dziewczyna, jak to nazwałeś
zadowala mnie, a ty się zajmij lepiej Lilką, w inny sposób niż zjadanie ust, a
nie wtrącaj się w mojej sprawy.
- Merlinie, chłopaki dajcie spokój. Od
kiedy to się kłócicie? – odezwała się miłość mojego życia.
- Od dzisiaj! – Powiedzieliśmy razem z
Jamesem, na co dziewczyny się zaśmiały
- Daj spokój Dori, to są Huncwoci i dobrze
wiesz, że ich nie zrozumiesz. – mruknęła Ann. Nagle rozległ się krzyk, wszyscy
pobiegli schodami do góry, bo w lochach
nie było okien. Nad Hogsment widniał znak Voldemorta.
****
Nad Hogsmade pojawił się Mroczny Znak. A to oznacza jedno: Śmierciożercy.
Wszyscy uczniowie stali w bezruchu. Większość z nich się boi. Przecież to oczywiste! Może i w Hogwarcie jest Dumbledore, ale poza granicami szkoły jesteśmy zdani na siebie.
- Wszyscy do Wielkiej Sali! - zawołał Slughorn, który pojawił się niewiadomo skąd. Uczniowie pchali się w stronę schodów jakby stało się nie wiem co. W sumie to się stało.
- Pięknie, nie? - mruknął sarkastycznie Łapa.
- Myślicie, że będą próbowali dostać się do szkoły? - zapytała przestraszona Lily. James objął ją ramieniem.
- Nie martw się - pocałował ją w czoło. - Tutaj jest Dumbledore, a oni się go boją.
- Ale w tym roku kończymy szkołę, a Dumbledore nie będzie przy nas wiecznie.
- Ale ja będę przy tobie zawsze - odparł Rogacz, posyłając jej uśmiech.
- Chodźcie do Wielkiej Sali - powiedziałem. Pierwsze poszły Dorcas i Ann, następnie Lily i James. Ja i Syriusz zostaliśmy na końcu.
- Wybaczy ci. Nie wiem, o co się pożarliście, ale będzie dobrze.
- Co? - zapytał przestraszony.
- No, ta twoja dziewczyna. Widać, że jest inna niż wszystkie - pokiwał głową i schował ręce do kieszeni. - Dorcas też.
- Yhym - spuścił głowę. Przypuszczenia Ann się sprawdzają. Syriusz i Dorcas coś kręcą. - Ann ci wybaczy. Znam ją. W końcu jest dla mnie jak siostra.
- Dzięki, Łapo.
Doszliśmy do Wielkiej Sali. Byli tu wszyscy uczniowie i nauczyciele. McGonagall energicznie gestykulując rozmawiała z Dumbledorem. W całej sali było głośno. Każdy coś mówił, nie było osoby, która by się nie odzywała. Usiedliśmy z Syriuszemna swoich miejscach. Dziewczyny i James pocieszali Lily, że nic jej się nie stanie.
- Ruda, primo: masz Jamesa i nas, secundo: jesteś ulubienicą Slughorna to idź do niego po jakiś eliksir na uspokojenie - powiedział Syriusz. Lily już miała coś odpowiedzieć, ale przeszkodził jej Dumbledore.
- Proszę o ciszę! - odrzekł, stając na katedrze. Jego głos było słuchać w każdym zakamarku sali. - Jak wiecie w Hogsmade pojawili się Śmierciożercy. Proszę zachować spokój: w Hogwarcie jesteście bezpieczni. Jednak trzeba polepszyć waszą ochronę. Dlatego też zabrania się wychodzenia do Hogsmend chyba, że większą grupą. Prefekci Naczelni będą patrolować korytarze w wyznaczonych porach. Zostaną o nich powiadomieni przez opiekunów swoich domów. Narazie tyle. A, jeszcze jedno: w dzisiejszym dniu lekcje są odwołane. Pod opieką Prefektów pójdziecie teraz do Pokoi Wspólnych.
Wszyscy się rozeszli i wrócili do Pokoi Wspólnych. Nasz wręcz pękał w szwach. James zdecydował, że pójdziemy do naszego dormitorium. Syriusz wszedł pierwszy. Poszedł do swojego łóżka i wyciągnął spod niego trzy butelki Ognistej.
- Co? Trzeba jakoś rozluźnić atmosferę - pomimo złego humoru, uśmiechnął się tak jak tylko Huncwoci potrafią. Dosiadłem się do niego i jednym ruchem różdżki przywołałem kieliszki. James z Lily usiedli na jego łóżku, a Dorcas i Ann na moim. - Gdzie Glizdek? - wszyscy popatrzyliśmy po sobie. Zapomnieliśmy o nim. Ale, faktycznie go nie było.
- Zauważyliście, że często go nie ma? - zapytałem. - I to wszystko przez tą Scarlett.
- Nie chcę obrażać Petera, ale troszkę mi się wydaje, że to ściema - powiedziała Ann.
- Bestia ma rację - zauważyła Dorcas. - Nie zdziwiło was, że ze sobą przy nas nie gadają, nie okazują czułości, chociaż to i tak by sobie mogli oszczędzić.
- Dodajmy, że Glizdek urodą nie grzeszy - wtrąciła Lily. Pokiwaliśmy głowami i jednocześnie napiliśmy się whisky. Ktoś zapukał. Jak na komendę wstaliśmy i pochowaliśmy butelki wraz z kieliszkami.
- Kto tam? - zawołał Łapa. Drzwi uchyliły się, a w nich ukazał się jakiś chłopak, z góra czwartego roku.
- Profesor McGonagall wzywa do siebie Remusa i Ann - powiedział niepewnie.
- Dobra, dzięki - odpowiedział Łapa. Chłopak wyszedł. Ann błyskawicznie się zerwała i praktycznie wybiegła. Popatrzyliśmy na drzwi, za którymi zniknęła. Wstałem i spokojnie wyszedłem.
- Będzie dobrze - usłyszałem na odchodnym głos Lily.
Przeszedłem przez Pokój Wspólny i wyszedłem na korytarzu. Skierowałem się do gabinetu McGonagall. Zapukałem, a po usłyszeniu "Proszę" wszedłem. Ann siedziała już na miejscu nie racząc na mnie spojrzeć. Zająłem drugi fotel.
- A więc - zaczęła wicedyrektorka. - Wiecie, co się wydarzyło i wiecie, co się może stać. Nie będę owijać w bawełnę, jesteście dorośli i znacie trochę świata. Ale nie przyszliście tu na wykład. Wasze patrole będą się odbywać w co drugi dzień, od godziny 23 do 3. Po was patrolują Prefekci z Huffelpuff'u. Dziękuję, możecie już iść.
Wyszliśmy i skierowaliśmy się do Wieży. Kiedy weszliśmy do PW, okazało się, że ktoś (czytaj: Syriusz Black) znalazł "wolne miejsca" na naszych stałych. Grali akurat w Eksplodującego Durnia. Przyłączyliśmy się. Najpierw wygrała Dorcas, a później James. Pomimo wrogich stosunkach między Łapą a Dorcas i mną a Ann, było całkiem miło. Do czasu.
Byliśmy na obiedzie. Jamesowi i Syriuszowi odbiło. Zresztą, jak zwykle. Dziewczyny nawet nie mogły nic przełknąć, bo przez cały czas się śmiały. Większość osób na sali co chwilę na nas zerkało. Fanki Jamesa dosłownie zabijały Lily wzrokiem. I w tym momencie wszystko zaczęło się pieprzyć po kolei. Obok naszego stołu przechodził Regulus, brat Syriusza. Oczywiście nie obyło się bez zaczepek. A Łapa się wkurzył.
- Co ty taki spokojny, zdrajco? - syknął Regulus.
- Odpierdol się - warknął Syriusz.
- Nie ja zdradziłem rodzinę - mierzyli się morderczymi spojrzeniami. - Możesz skończyć jak tamten człowiek.
- O, a powiesz nam może, kto zginął, Śmierciożerco?!
- Oba domy tracą dwadzieścia punktów - rozbrzmiał głos wicedyrektorki. - Proszę się natychmiast rozejść.
Regulus odszedł mamrocząc coś pod nosem. Syriusz próbował ochłonąć, ale wiadomo jaki on jest.
- Cześć Ann - powiedział jakiś krukon, który podszedł do naszego stołu. Wlepiłem w tę dwójkę spojrzenie.
- Hej Tom - odpowiedziała Ann.
- Mam pytanie.
- Jasne, poczekaj już idę - popiła sokiem dyniowym i już jej nie było.
Zacisnąłem dłoń w pięść.
Ogarnij się, odezwał się jakiś głos w mojej głowie. Straciłeś ją wyłącznie ze swojej winy, a ona jest dorosła i może robić co chce. W skrócie: jesteś chyba największym idiotą na świecie!
Ten głos miał rację. Straciłem ją - przeze mnie. Jest dorosła i najwyraźniej nic już dla niej nie znaczę. Nie powinien być zazdrosny. I jedno, najważniejsze: rzeczywiście jestem idiotą. Mogę wszystko zrzucać na wilkołactwo, ale problem tkwi we mnie. Tylko i wyłącznie. Może mój "futerkowy problem" miał w tym swoją rolę. Popełniłem dwa błędy. Jednak, gdybym nie popełnił pierwszego, drugi by się nie wydarzył. Nie powinien jej dawać nadziei, nawet tego malutkiego ziarnka. Nadzieja matką głupich. W tym przypadku, beznadziejnie zakochanych. Albo w beznadziejnym facecie. Drugi błędem było moje zachowanie. Jak już się dogadywaliśmy, powinienem dać jej poczucie miłości, że ze mną może czuć się bezpieczniej. Nic w tym kierunku nie zrobiłem. Kompletnie nic.
- Cześć Remus - przywitała mnie nieśmiało Margaret, Krukonka z szóstego roku. - Mam prośbę.
- Hej, o co chodzi?
- Mam problem z esejem z OPCM i czy mogłbyś mi pomóc?
Kątem oka widziałem jak chłopaki i dziewczyny na migi mi pokazują, żebym się nie zgodził. Zapewne przez wgląd na Ann. Przecież ona już kogoś ma, więc czemu ja nie mogę? Znaczy... Założę się, że pomogę jej i tyle, ale może okaże się na tyle fajną dziewczyną, że będę mógł się z nią przyjaźnić?
- Jasne, czemu nie - odparłem. - O której i gdzie?
- Może za dwie godziny w bibliotece?
- Okey, do zobaczenia - posłałem jej lekki uśmiech.
- Do zobaczenia - również się uśmiechnęła i odeszła. W drzwiach stała Ann. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, obróciła się na pięcie i wyszła.
- Czy ciebie porąbało?! - warknęła Dorcas. - Odstawiasz jakieś przedstawienia z dziewczyną, która napewno chce się z tobą przespać! Na oczach Ann, swojej byłej dziewczyny.
- Po pierwsze, nie byliśmy z Ann razem; po drugie, po prostu z nią rozmawiałem; po trzecie, czy Ann obchodziło, co czuję kiedy umawiała się z Tomem?
Nie odpowiedziała.
- No właśnie.
Wyszedłem z sali i poszedłem tam, gdzie skierowały mnie moje nogi. Czyli na błonia. Potrzebowałem odetchnąć. Wiem, że znowu o tym mówię, ale jestem idiotą. Mógłbym chociaż nie odstawiać jakiś przedstawień. Najpierw jestem zazdrosny, a potem gadam z jakąś inną dziewczyną. W dodatku na jej oczach.
Wsadziłem ręce w kieszenie. W jednej z niej natknąłem się na jakieś pudełko. Wyciągnąłem je z kieszeni. Fajki. Pogrzebałem dalej. Jest i zapalniczka. Wziąłem jednego i zapaliłem. Tak, Remus Lupin i papierosy. Każdy ma jakąś wadę, ale ja mam dużo więcej. Wilkołactwo, papierosy, idiotyczny charakter i tak dalej. A, zapomniałbym: użalanie się nad sobą.
Siedziałem tak prawie dwie godziny. Później poszedłem na spotkanie z Margaret. Nieźle sobie radziła z esejem. I była nawet całkiem sympatyczna. Później poszedłem na kolację. Do nikogo się nie odzywałem. I czekałem do patrolu.
Leżałem na łóżku w dormitorium i tępo wpatrywałem się w sufit. Czekałem do godziny 23. Kiedy było za dziesięć, zszedłem to Pokoju Wspólnego. Po dwóch minutach pojawiła się Ann. Bez słowa mnie wyminęła i wyszła. Poszedłem za nią. Od lochów, przez błonia i pierwsze trzy piętra się do siebie nie odzywaliśmy.
- Co się z nami stało? - zapytała Ann.
- Nie wiem.
- Niby coś do siebie czujemy, ale coś się popsuło.
- Niby?! NIBY?! Nie chciałaś ze mną pogadać o tym, co się stało, a później na moich oczach umawiasz się z jakimś kolesiem!
Przywaliła mi z liścia w twarz. Złapałem się za obolały policzek.
- Z nikim się nie umawialam! - wykrzyknęła mi prosto w twarz. Obróciła się na pięcie i poszła w sobie tylko wiadomą stronę.
- Zajebiście - walnąłem ręką w ścianę.
*****
- Remus, idziesz dziś z nami na trening? - zapytał Łapa. Kiwnąłem głową.
- Jak zwykle - dodałem. - A tak właściwie, po co się pytałeś?
- McGonagall powiedziała, że musi być z nami chociaż jeden Prefekt, a skoro Ann gra to idziesz ty.
- Jasne.
Dokończyliśmy obiad w ciszy. Merlinie, co to się dzieje z Huncwotami! Wiecznie najgłośniejszy stolik, a teraz cisza.
Około 16, poszliśmy na boisko. Drużyna poszła się przebrać, a ja i Lily usiedliśmy na trybunach.
- Remus, co się wczoraj stało? - zapytała Lilka, kiedy drużyna wyszła na boisko.
- Nic.
- Przestań! Wiem, że znów się pokłóciłeś z Ann. O co poszło?
- O nic - mruknąłem. - Po prostu... nie mogę się pogodzić z tym, że jestem takim idiotą.
- Nie jest...
- Nie przerywaj mi, proszę. Pokłóciliśmy się z głupiego powodu, tak samo jak wczoraj. Nie wiem, co jest ze mną nie tak. Ann... Ona jest fantastyczna. Zaczęliśmy się do siebie zbliżać, a ja to zepsułem.
- A może wystarczy sama rozmowa? Zostawimy was samych, pogadacie sobie i wszystko wyjaśnicie. Happy end - posłała mi szeroki uśmiech.
Miałem coś odpowiedzieć, ale moją uwagę coś przykuło. Przez boisko przeleciała wiązka. Nie pamiętam koloru. Wszystko działo się za szybko. Zawołałem Jamesa. Też zauważył zaklęcie. Nim zareagowaliśmy było już za późno.
Pamiętam tylko jak z miotły spadło bezwładnie jej ciało. Nikt go nie zdążył złapać. Spadło i uderzyło w ziemię. Razem z Lily zerwaliśmy się z trybun i w błyskawicznym tempie znaleźliśmy się na boisku. Cała drużyna już wylądowała.
- Trzeba ją przelewitować do Skrzydła Szpitalnego - powiedziałem. Jednym ruchem różdżki ją uniosłem. Słyszałem płacz dziewczyn. Lily wtuliła się w Jamesa a Dorcas w Syriusza. Czym prędzej pobiegłem do zamku. Jeśli ona tego nie przeżyje, nie wiem co zrobię. Już wolę jak mamy się do siebie nie odzywać, ale wystarczy, że jest. Kiedy znalazłem się już w SS, ułożyłem jej ciało na łóżku i zawołałem panią Pomfrey. Szybko się nią zajęła. Opowiedziałem co się stało. Pielęgniarka powiedziała, żeby poszedł do profesor McGonagall. Wyszedłem z sali. Oparłem się o ścianę i pozwoliłem, żeby łzy spływały po moje twarzy.
Remus, jesteś facetem, a oni nie płaczą. Nawet dla zasady.
Ale Ann jest poza nimi.